wtorek, 29 maja 2012

Rozdział 2

Ah, ah, ah, ah, rozdział z dedykacją dla Madzga- Osobę, która jako pierwsza skomentowała Nasz blog. Dziękuje Ci cna kobieto!
Rozdział 2



- Tak? – Powiedział do telefonu siadając na schodkach tarasu. Omiótł wzrokiem zadbany ogród   mamy wciągając do płuc świeże powietrze.
- Oh Harreh, ja cieszę się, że słyszę Twój głos.-  Uśmiechnął się delikatnie na te słowa.
- Pussy, przecież widzieliśmy się kilka godzin temu. Powinieneś się cieszyć, że możesz odpocząć od mojego głosu. Zresztą wystarczy, że wystukasz na YouTube tytuł którejś z naszych piosenek.- Poczuł jak coś ociera się o jego nogi, spojrzał w dół. Uniósł kąciki ust na widok kochanego futrzaka. Dłonią pogładził jego grzbiet.
- Ale to nie to samo. Wiesz dzwoniłem do chłopaków i wymyśliliśmy, że zamiast spędzać te całe sześć tygodni w domu moglibyśmy na pozostałe cztery pojechać gdzieś razem. Tylko nasza piątka, brak fanów, reporterów. Po prostu my. Nie One Direction. Co Ty na to? – Pokiwał potwierdzająco głową, jednak uświadomił sobie, że przecież rozmawia z nim przez telefon.
- Myślę, że to dobry pomysł. Eleanor się zgodziła? – Przegryzł wargę oczekując odpowiedzi w stylu „ Eleanor jedzie z nami.” lub też „ Chyba nie masz nic przeciwko, żeby pojechała z nami ?” Jednak ku jego zaskoczeniu było inaczej.
- Mówiłem przecież, że będziemy tylko my. Taki męski wyjazd, czy coś w tym stylu. Przyjaciel mojej mamy ma nad jeziorem całkiem spory domek i pozwolił nam tam zamieszkać do końca odpoczynku. Tylko prosił abyśmy go nie rozwalili…- Dalej już nie słuchał. Czuł, że nie powinien się zgadzać na ten wyjazd, ale świadomość, że spędzi z Lou tyle czasu pod jednym dachem cieszyła go jak i niepokoiła . Już teraz było mu ciężko zapanować nad zdradliwymi rumieńcami, które pojawiały się na jego twarzy za każdym razem kiedy Boo Bear uśmiechnął się do niego w ten wyjątkowy sposób, czy też cmoknął niewinnie w policzek. Jak bardzo chciał, żeby wszystko było jak dawniej, kiedy takie gesty ze strony szatyna traktował jak zwykłą zabawę, kiedy nie powodowały u niego takich reakcji. Najwidoczniej komuś na górze zaczęło się nudzić i postanowił pobawić się w spieprzanie życia Harrego Styles’a. Zawsze marzył o tym, żeby czuć się przy kimś wyjątkowo, ale ta osoba miała być śliczną dziewczyną, którą zabierałby na spacery w pełni księżyca i całowałby w czasie deszczu, a nie przystojnym niebieskookim szatynem z obsesją na punkcie marchewek.
- Harry. Harry?! Haroldzie! – Skrzywił się słysząc głośny wrzask tuż przy uchu.
- Lu przymknij jadaczkę. Ogłuchnąć idzie. – Syknął do słuchawki. Po drugiej stronie usłyszał ciche warknięcie.
- To słuchaj jak do Ciebie mówię. – Loczek wywrócił oczami.
- Dobrze, wybacz, Powtórz jeśli łaska. – Odpowiedział miły tonem.
- Przyjadę po Ciebie za dwa tygodnie. To znaczy, że masz być gotowy, a nie jak zwykle latać po całym domu wrzeszcząc: „ Boże! Zapomniałem o skarpetka!".- Nie widział tego, ale był pewien, że Tomlinson się uśmiecha..
- Nieprawda! – Warknął   do słuchawki. Usłyszał dźwięczny śmiech drugiego chłopaka.
- Hazza, czy ja mam Ci przypomnieć jak prawie się zabiłeś o własną walizkę? – Nie, nie musiał mu przypominać. Dokładnie pamiętał jak biegał po całym domu szukając swojej bluzki i w pewnym momencie gdyby nie szybka reakcja szatyna   jego twarz przeżyłaby bliskie spotkanie z podłożem. Nadal pamiętał co poczuł kiedy Lou trzymał go delikatnie w pasie. Delikatnie ciepło rozchodzące się po całym jego ciele i to szybko bijące serce. Właśnie wtedy po raz pierwszy jego ciało zareagowało właśnie tak na bliskość niebieskookiego.
Odwrócił głowę słysząc swoje imię z kuchni. Wstał otrzepując spodnie.
- Muszę kończyć  . Baw się dobrze ..i pozdrów Eleanor.- Rozłączył się zanim chłopak zdążył cokolwiek odpowiedzieć. Odwrócił się z zamiarem wejścia do środka. W drzwiach od tarasu stała jego siostra.
- Co u Lou? – Spytała idąc w stronę kuchni, Harry podążył za nią.
- Skąd wiesz, że rozmawiałem właśnie z nim? – Zagryzł dolną wargę usilnie wbijając wzrok w plecy swojej siostry, która niespodziewanie odwróciła się przez co mało się z nią nie zderzył. Podniósł wzrok napotykając jej uważny wzrok, przez chwilę  mierzyli się spojrzeniami, po czym dziewczyna westchnęła. Zielonooki miał dziwne wrażenie, że jego siostra domyśla się o jego uczuciach względem przyjaciela.
- Zazwyczaj takiego banana masz na paszczy tylko wtedy kiedy rozmawiasz z Lou braciszku.- Brunet odwrócił speszony wzrok.
- Wydaje Ci się siostrzyczko. Po prostu mam dobry humor.- Dziewczyna uniosła do góry brew.
- Mmm, a jam jest wróżka. – Chłopak wzruszył ramionami z zamiarem wyminięcia jej. Dziewczyna złapała go za nadgarstek zmuszając do zatrzymania się.
- Nie wiem co się dzieje Hazz, ale martwię się. Dobrze wiesz, że możesz mi powiedzieć. Harry, spójrz na mnie.- Poprosiła cicho. Chłopak z lekkim ociąganiem spełnij jej prośbę. Widział w jej oczach troskę.
- Pamiętaj, ze jak tylko będziesz chciał, przyjdź do mnie i powiedz  o co chodzi.- Patrzył jej w oczy, i wiedział, że musi odpowiedzieć.
- Dobrze, ja…- W progu stanęła ich mama, opierając ręce na biodrach spojrzała na nich gniewnie.
- Ile ja mam Was wołać? Nie słyszeliście? W takim razie uszy się myje, a nie wali głową o umywalkę, drogie dzieci.- Obydwoje spojrzeli na siebie zdziwieni, żeby po chwili ryknąć niepohamowanym śmiechem. Ich rodzicielka spojrzała na nich z politowaniem zastanawiając się gdzie popełniła błąd.
- Boże, co z tymi dziećmi się wyrabia?- Pokręciła głową z politowaniem wracając do kuchni informując ich jeszcze, że kolacja stygnie. Po napiętej atmosferze, która miała miejsce chwilę temu nie było już śladu. Zajęli miejsca przy stole, rozmawiając o tym co każdy z nich robił i śmiejąc się z opowiadań Harrego na temat wybryków przyjaciół.  Po skończonej kolacji   Anne wyszła z domu informując rodzeństwo, że nie wróci na noc, ponieważ  obiecała  dawno niewidzianej znajomej, że wpadnie do niej na i zostanie do jutra. Aktualnie Gemma stała przy zlewnie myjąc naczynia, które potem były wycierane przez Harrego. W całym domu panowała cisza przerywana tylko cichymi dźwiękami wywołanymi przez stuknięcie talerzy. Chłopak błagał w myślach, aby jego siostra nie miała w planach kontynuowania rozmowy, bo wiedział, że wtedy już bez żadnych wykrętów będzie musiał powiedzieć o co chodzi.
    Kiedy ostatni talerz został już umyty Gemma oparła się biodrem o szafkę patrząc z wyczekiwaniem na brata, który zawzięcie milczał.
- Masz mi zamiar powiedzieć sam czy mam to z Ciebie siłą wyciągnąć? –  Mruknęła wyraźnie zniecierpliwiona. Loczek spuścił wzrok na swoje dłonie. Dziewczyna westchnęła.
- Harry. – Wyszeptała z troską.- Proszę powiedz mi o co chodzi, chcę pomóc.- Gdy chłopka wciąż uparcie milczał złapała go za rękę siłą prowadząc do stołu i sadzając go na krześle. Po kilku minutach przed brunetem stał kubek z parującą herbatą. Dziewczyna usiadła naprzeciwko niego, upiła łyk napoju z cierpliwością czekając aż Hazza odważy się odezwać. Mimo, że nie wiedziała o co chodzi zauważyła, że trudno mu o tym mówić. Oglądanie tego jak się męczy nie był dla niej miłym widokiem dlatego tak bardzo zależało jej na tym aby powiedział jej co go trapi.
    Chłopaki odchylił się na krześle wplatając dłoń we włosy powodując na głowie jeszcze większy nieład. Westchnął ciężko.
- Ja…bo ja.. ja się chyba zakochałem. – Spuścił wzrok zatrzymując go kubku. Gemma zamrugała ze zdziwieniem.
- To chyba dobrze, prawda? Powinieneś się cieszyć. Cały czas powtarzałeś, że chcesz się zakochać tak na serio.- Zagryzł dolną wargę kręcąc przecząco głową.
- Nie, bo…to..to nie tak. To…to..jest bardziej skomplikowane. To jest złe, bardzo złe. I ja nie powinienem się nigdy zakochiwać w tej osobie. We wszystkich tylko nie w niej.- Powtarzał te słowa niczym mantrę, dziewczyna złapała go za podbródek zmuszając do spojrzenia na nią.
- Kim jest ta osoba Haz? – Chłopak spojrzał na nią intensywnie zielonymi oczami. Uciekł wzrokiem gdzieś w bok. Wystarczyło jedno słowo, a raczej imię aby jego siostra zrozumiała o co chodzi.
- Lou. – W pomieszczeniu zapanowała cisza. Harry przymknął oczy oczekując na reakcję siostry.

Egoist

------------------------------------------------------------------------------------------------
 Przepraszam, przepraszam za to zwlekanie i w ogóle. Możecie mnie zabić i torturować, ale uwaga na ręce bo są mi potrzebne.  Osoby, które czytają te moje pożal się Boże wypociny proszę o komentarze, ponieważ
bez komentarzy nie jestem wstanie określić czy kontynuowanie bloga jest nadal sensowne. Ale bez obaw nie zawieszę go, to m.in. z tego powodu, że boję się reakcji współautorki blog, uwierzcie ona jest straszna jak się zdenerwuje.  
    

niedziela, 13 maja 2012

Rozdział 1


Rozdział 1

Wysiadł z samochodu nabierając świeżego powietrza do ust, odnotowując brak fanek, które pewnie jeszcze nie zorientowały się, że jest w Holmes Chapel. Wyciągnął walizkę z bagażnika zamykając auto i kierując się w stronę drzwi wejściowych do swojego rodzinnego domu. Podniósł rękę przyciskając dzwonek. Krótka melodia rozniosła się po domu, a po chwili drzwi otworzyły się ukazują postać ponad czterdziestoletniej brunetki. Anne Cox, była typową kochającą matką. Dla niej to czy Harry był sławny lub też nie, nie stanowiło żadnej różnicy, zarówno przed karierą jak i teraz kocha go tak samo mocno i wspiera w ważnych chwilach. Była niesamowicie dumna z syna, że spełnia swoje marzenia i osiąga z przyjaciółmi takie sukcesy, jednak mimo sławy Harry nadal będzie jej słodkim mały Haroldem i nic tego nie zmieni.
    Na widok syna na jej łagodną twarz wpłynął  miły uśmiech.  Widząc to, Harry uświadomił sobie jak bardzo za nią tęsknił.
- Haroldzie, ja wiem, że jesteś zajęty,  ale częściej dzwoń do matki.- Mimo, że jej ton był poważny, nadal się uśmiechała. Harry nic nie odpowiedział tylko najzwyczajniej w świecie przytulił się do niej, tak jak wtedy kiedy miał te kilka lat.
- Wybacz mamo, tak bardzo Cię kocham.- Wtulił się w nią. Kobieta zaśmiała się tarmosząc jego fryzurę.
- No proszę, proszę, czyżby mój mały braciszek, postanowił Nas odwiedzić?- Kpiący damski głos, spowodował, że zielonooki wywrócił z irytacją oczami.
- Gem, czy Ty zawsze musisz tu przyjeżdżać w tym samym czasie co ja? – Spytał zrezygnowany, łapiąc swoją walizkę zanosząc ją do domu.  Powiesił swoje rzeczy na wieszaku,   kierując się do swojego pokoju, w tym czasie Anne oddaliła się do kuchni, aby uniknąć uczestniczenia w kłótni swoich dzieci.
- Przypominam, że to nie tylko Twój dom chłopczyku z fryzurą niczym szczotka do kibla. – Warknęła siadając na kanapie i włączając telewizor. Odwrócił się w jej stronę, prychając pod nosem.
- Jędza.- Wytknął
- Brzydka paszcza.
- Flądra
- Osioł
- Świnia
- Egoista
- Hipokrytka .- krzyknął już, ze swojego pokoju. Przed zamknięciem drzwi usłyszał jeszcze jak siostra krzyczy:
- Zamknij się rozczochrany szympansie. – Chwila ciszy.- I wcale nie jestem hipokrytką!- Potem usłyszał już tylko trzaśnięcie drzwiami, uśmiechnął się pod nosem. On i Gem byli jak typowe rodzeństwo. Dokuczali sobie, sprzeczali się, jednak wiedzieli, że w trudnych chwilach mogą na siebie liczyć. Brakowało mu jej, i mimo wszystko cieszył się, że tu z nim jest. Od dłuższego czasu czuł potrzebę szczerej rozmowy, a jego siostra była do tego idealna, wiedział, że może jej powiedzieć co go dręczy, a ona go nie wyśmieje. Postanowił, że jak tylko się rozpakuje pójdzie do niej. Spojrzał na bagaż ze zrezygnowanie. Otworzył szafę, i rozpoczął rozpakowywanie.
- Uh, nareszcie skończyłem. – Wstał z ziemi zamykając szafę. Wyciągnął komórkę sprawdzając godzinę i ze zdziwieniem odnotowując, że jest   osiemnasta a na dworze panował pół mrok.
- Zejdźcie na dół kolacja gotowa! – Głos ich rodzicielki rozniósł się po całym domu . Harry wyszedł z pokoju, zbiegł ze schodów przeskakując ostatnie dwa schodki. Jego mama wychyliła się z kuchni.
- Harry, co ja Ci mówiłam na temat biegania po schodach?- Powiedziała   pouczającym tonem. Loczek wywrócił oczami.
- Oj mamo, nie przesadzaj. To było dawno, jak byłem mały. – Usiadł przy stole machając nogami niczym   dziecko.
- Aha, i Ty chcesz mi powiedzieć, że teraz jesteś dorosły?- Spytała z powątpieniem, wskazując jego nogi. Zielonooki pokiwał energicznie głową.
- Tak, właśnie tak.- Wstał z miejsca, aby nakryć do stołu. – Jestem już dorosły, więc oczekuje od Ciebie takiego traktowania, droga matko.- Sposób w jaki chłopak to powiedział i jego mina wyrażająca wiarę w swoje słowa rozbawiły kobietę, co zaowocowało głośnym śmiechem. Chłopak prychnął pod nosem urażony. Anne pokręciła z rozbawieniem głową.
- No dobrze już, dobrze. Opowiedz lepiej co tam u chłopców. Co u Louisa?- Zdrętwiał na dźwięk jego imienia, czy mu się wydawało, czy jego mama specjalnie zapytała właśnie o niego? Czyżby się domyślała? Nie mogła wiedzieć.
- Wszystko w porządku, nic się nie zmieniło. Są tak samo stuknięci jak kiedyś, a może teraz nawet bardziej.- Odezwał się po dłuższej chwili, wyciągając sok pomarańczowy z lodówki.- A Lou pojechał z Eleanor do Doncaster.- Nie powiedział nic więcej, jakoś nie miał ochoty na myślenie o tym, że Lou spędzi te kilka tygodni z Eleanor, a nie z nim. Przegryzł wargę „Ogarnij się Harry. Tommo nigdy nie był i nie będzie Twój, zrozum.” zdawał się mówić nieprzyjemny głos w jego głowie.
- Harry, kochanie. Wszystko w porządku? Chciałbyś mi o czymś powiedzieć? – Odgarnęła mu włosy z czoła, wpatrując się w niego z matczyną troską. Brunet odwrócił wzrok. Nie, nic nie jest w porządku, ale jej przecież tego nie powie. Nie powie swojej mamie, że zako…NIE, stop, zauroczył…tak zauroczył się w swoim przyjacielu. Jego mama była wspaniałą kobietą jednak wszystko ma swoje granice. Nie mógł jej powiedzieć, że jest homoseksualistą, bo czułby, że ją zawiódł. Zresztą on sam nie był pewien swojej orientacji. Niby pociągał go Lou, który z pewnością jest facetem, jednak nie czuł czegoś szczególnego widząc innych mężczyzn. Nawet, o zgrozo, sprawdzał wodząc wzrokiem po przypadkowych chłopakach mijanych na ulicy. Jednak na widok żadnego nie czuł tego, co w momencie kiedy Boo Bear choćby na niego spojrzał. Jedyne mądre stwierdzenie było takie, że jest Louisoseksualistą.
„ Boże Harry, jaki z Ciebie idiota.” Drwił z niego irytujący głos.
    Zorientował się, że jego mama nadal czeka na odpowiedź. Usiadł przy stole, kierując wzrok w stronę okna.
- Oczywiście, że wszystko w porządku. Dlaczego pytasz? – Uśmiechnął się sztucznie, wplatając dłoń we włosy.
- Bo przeważnie kiedy pytam o Louisa, usta Ci się nie zamykają.- To był oczywisty znak na to, że musiał przestać mówić, myśleć i przede wszystkim tęsknić za Louisem. Tak, to będzie najlepsze rozwiązanie. Zupełny brak Lou w jego życiu na te kilka tygodni. Uśmiechnął się hardo zadowolony z nowego postanowienia, jednocześnie patrząc na wyświetlacz telefonu który dzwonił. Momentalnie jego mina stała się mniej radosna. Na wyświetlaczu widniał napis oznajmiający, że Boo Bear stara się do niego dodzwonić. „ O losie za co Ty mnie tak nienawidzisz? Serio? Akurat teraz jak postanowiłem o nim zapomnieć?” spytał w myślach kierując wzroku ku sufitowi, który ku jego niezadowoleniu nie odpowiedział. Prychnął zirytowany pod nosem.
- Em, Harry? Zamierzasz w końcu odebrać ten telefon? – Dopiero głos rodzicielki oderwał go od bezsensownych myśli. Pokiwał głową naciskając zieloną słuchawkę jednocześnie kierując się w stronę ogrodu.

Egoist
--------------------------------------------------------
Wybaczcie, że tak długo zwlekałam z dodaniem tego posta, ale zwykły brak weny i lenistwo dały się we znaki. Jednak szkoła, to też problem, niedługo zaczynamy w szkole kręcenie filmu, na podstawie mojego scenariusza, tak więc na pisanie będę miała mało czasu, ze względu, że gram tam jedną z głównych postaci, ale postaram się coś dodawać. Miłego czytania.

wtorek, 8 maja 2012

Prolog


 Prolog

Westchnął cicho pakując walizkę do swojego auta. Z jednej strony cieszył się, że mają te kilka tygodni wolnych od wszelkich koncertów oraz wywiadów i może odwiedzić swoją rodzinę, ale…właśnie zawsze jest jakieś ‘ale’. Mimo, że rozstaje się z chłopakami tylko na pare tygodni wiedział, że i tak będzie za nimi tęsknił. Za porannym widokiem Liam’a, który nieudolnie próbował jeść płatki chochelką do zupy, za zaspanym Niall’em, którego pierwsze słowa zaraz po wstaniu brzmiały: „Ludzie nawet nie macie pojęcia jaki jestem głodny”. Za Zaynem stojącym przed lustrem ponad 30 minut wmawiając sobie jak bardzo ocieka zajebistością. Oraz…za Nim. Za   niebiesko szarymi oczami przez, które Harry, mimo, że bardzo chciał,  nie mógł się skupić na tym co mówi do niego ich właściciel. Wiecznie przyklejonym na twarzy ‘bananem’ , ich wspólnymi sprzeczkami, robieniem żartów wiecznie nieogarniętemu Niallowi i dwuznaczne uwagi, które  nie ukrywajmy były dość zboczone.
- Harry! – Głośny wrzask obiektu jego myśli przywrócił go do rzeczywistość. Skierował pytający wzrok w stronę chłopaka z koszulką w paski  
- Boo Bear jak czegoś chcesz wystarczy spokojnie zawołać, a nie wrzeszczeć do mojego biednego ucha.- Mimo to uśmiechnął się delikatnie.
- Wiem, ale widząc Cię zamyślonego przestraszyłem się, bo u Ciebie to coś niespotykanego.- Wyszczerzył zęby w stronę młodszego chłopaka, który  wydał policzki udając obrażonego.
- Śmieszne, normalnie uśmiałem się do łez. Ha ha . – Mruknął z ironią, odwracają się plecami, aby dwudziestolatek nie zauważył  jego delikatnego uśmiechu.  Chwile później poczuł jak Tommo odwraca go w swoją stronę przytulając się do niego niczym dziecko wtulając głowę w jego włosy. Zaskoczony zamrugał kilka razy, jednak bo chwili wygiął usta   w delikatnym uśmiechu kładąc swoje dłonie na plecach szatyna.
- Będę za Tobą tęsknił Harreh. I za Twoją sex fryzurą również. - Szept Louisa tuż przy jego uchu spowodował  miłe uczucie w okolicach podbrzusza. Niczym stado motyli. Harry zaśmiał się w myślach na to porównanie, stwierdzając, że zaczyna zachowywać się niczym zakochana nastolatka, a tak nie było, prawda? Prawda? Nie zakochał się w swoim przyjacielu, to było tylko…właśnie co to było? Jakaś chora fascynacja? A może za bardzo się wczuł w Larrego Stylinsona? Nie, to niedorzecznie. Miał ochotę dać sobie mentalnego kopniaka za takie chore myśli. Poczuł jak Lou wplata dłoń w jego włosy. Musiał przyznać, że to niesamowicie przyjemne uczucie. Otwierał usta, aby coś odpowiedzieć, ale ktoś mu przerwał.
- Loui, choć już! Powinniśmy już wyjeżdżać, przecież zobaczycie się za kilka tygodni. – Zniecierpliwiony głos Eleanor przerwał tą według Harrego przyjemną chwilę. Eleanor Calder, wysoka, zgrabna, śliczna i miła brunetka, a przy tym również i dziewczyna Louis’a,  jego Louis’a. Mimo, że dziewczyna była naprawdę sympatyczna, nie mógł się zmusić, żeby ją polubić.  Powód był jeden – miała coś czego on nie miał, ale bardzo pragną- miała Louisa i pomimo, że nie darzył jej sympatią, chciał zachować pozory, dla Lou, który był z nią szczęśliwy.
- Już, już, chwila! – Odkrzyknął, spojrzał na Loczka, który uparcie wpatrywał się w swoje buty jakby znalazł tam coś bardzo ciekawego.- Marcheweczko, jak wiem, że jestem fajny i w ogóle, ale dasz sobie rade bez obecności mojej skromnej osoby. Teraz kilka ostrzeżeń i nakazów.-  Ostatnie zdanie wypowiedział tonem podobnym do tego, którego używa przezorny ojciec pouczając syna jak ma się zachować w czasie jakiejś imprezy, przez co rozbawiony Harry podniósł na niego wzrok unosząc pytająco brwi.
- Jakich naka…- Pasjonat marchewek nie dał mu dokończyć.
- Masz uważać na przejściach dla pieszych, prowadź ostrożnie, ubieraj się ciepło, nie szlajaj się po ulicach o późnych porach, nie chodź sam do opuszczonych uliczek. Ach no i zbliża się zima więc nie lataj goły tak często. – Poważny ton i ‘surowa’ mina, które tak bardzo nie pasowały do Louisa spowodowały, że Harry wybuchł niekontrolowanym śmiechem, co spowodowało urażoną minę Lou.  
- Wybacz Tommo…- Wziął kilka głębszych oddechów z zamiarem kontynuowania.
- LOUIS! – Tym razem krzyk Eleanor przypominał ryk rozwścieczonego lwa.
- NO IDĘ! KOBIETO! – Wydarł się Paskowy. Uśmiechnął się do Hazzy tarmosząc jego fryzurę, która i tak przypominała istny nieład. Brunet odwzajemnił uśmiech, jeszcze przez chwile obserwując Boo Bear’a mamroczącego coś o kobietach wsiadając do auta. Kilka minut później na parkingu został już sam. Z resztą chłopaków pożegnał się już dzień wcześniej, ponieważ chcieli wyjechać do domów szybciej. Potrząsając głową, jakby to miało odgonić niepotrzebne myśli wsiadł do samochodu wyjeżdżając z parkingu.

Egoist
----------------------------------
To moja/nasza pierwsza notka, dlatego jeżeli macie jakieś uwagi to śmiało piszcie, chętnie poczytam i w razie potrzeby się dostosuje. Do napisania Prologu inspirowała mnie piosenka : Ron Pope - A Drop In The Ocean