niedziela, 25 listopada 2012

Rozdział 6


 Rozdział 6 


- Jayden nie zwróciłby na nią uwagi nawet gdyby miała trzy pary rąk i dodatkowe oko na środku głowy. – Harry spojrzał na niego podnosząc brew w geście zdziwienia. – Nie chodzi o to, że Twoja siostra jest mało atrakcyjna, bo jest wręcz przeciwnie, ale on po prostu taki jest. I niekiedy  zastanawiam się nad tym czy czasem nie jest aseksualny . – Zielonooki pokiwał głową zgadzając się z Nathaniel’em. Rzeczywiście, Jayden nie wyglądał na  osobę chętnie umawiającą się na randki czy obracającą się w dużym towarzystwie. Rozsiadł się wygodniej na łóżku opierając plecami o ścianę. Razem z brunetem siedzieli właśnie w domu Silverów opróżniając którąś z kolei paczkę żelek. Pewnie ciekawi Was skąd się tam wzięli, otóż  kiedy doprowadzili się do względnego porządku, a kuchnia została posprzątana, chcieli rozsiąść się w salonie na kanapie i oglądnąć   ciekawy film, jednak Gemma i jej kilka   koleżanek udaremniały im plan   inwazjując cały salon swoją głośną obecnością. Chłopcy nie mając większego wyboru ewakuowali się z domu w tempie ekspresowym. I tak też znaleźli się w domu Nathaniel’a, a   dokładniej w jego pokoju i z braku lepszych zajęć  po prostu rozmawiali o rzeczach ważnych i tych mniej.
- Ej, Curly, mogę Cię o coś zapytać? – Pokiwał głową patrząc kątem oka na chłopaka, który tak samo jak on opierał się na łóżku i wcinał żelki . – Czy Twoje zainteresowanie facetami tyczy się tylko Louis’a, czy inni też Cię kręcą?  - Hazza przez dłuższą chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią .
- Szczerze powiedziawszy jakoś specjalnie   nad tym nie myślałem, po prostu kiedy zorientowałem się, że czuje coś do Lou, nie zastanawiałem się czy inni faceci też mnie interesują. – Spojrzał na Kolorowookiego, który z zabawnie zmarszczonym nosem intensywnie nad czymś myślał, uśmiechnął się szeroko, a osiemnastolatek przez chwilę miał wrażenie, że młodszy chłopak wpadł na jakiś pomysł, i jak się później przekonał, nie mylił się. Bowiem brunet z poważnym wyrazem twarzy przybliżył się na tyle, aby Harry mógł poczuć od niego  delikatny zapach cytrusów. Mimowolnie przymknął powieki sekundę później czując jak miękkie wargi młodszego chłopaka muskają jego własne.  Usta Nathaniela były aksamitne,   oraz smakowały kwaśnymi żelkami i czymś czego Hazza nie mógł dokładnie określić, jednak było to coś naprawdę przyjemnego. Jakby bez władzy nad własnym ciałem podniósł dłoń kładąc ją na policzku bruneta jednocześnie pogłębiając pocałunek, czując jak usta Nathaniela rozciągają się w uśmiechu.
- Hej Nath, nie wiedziałeś gdzieś mojego…Aaa! Cholera! Nie chcę tego widzieć!- Wrzask stojącego w drzwiach Jayden’a  zmusił ich do przerwania czynności, lekko zdziwieni spojrzeli na chłopaka, który zakrywając sobie oczy dłonią odwrócił się, aby uciec, niestety  uderzył z rozpędu w futrynę,  zatoczył się, ale dzielnie łapiąc równowagę wybiegł z pokoju. Zdezorientowani chłopcy spojrzeli na siebie po czym ryknęli głośnym śmiechem. Uspokajając się Harry stwierdził, że mimo niedawnego pocałunku, nie czuję się zmieszany czy skrępowany, wręcz przeciwnie. Spojrzał na delikatnie zarumienionego ze śmiechu Nathaniel’a, musiał przyznać, ze chłopak był naprawdę śliczny, i uroczy, i  mimo tego, że był chłopakiem takie określenia do niego pasowały.
- A Ty? Jak, Twoje doświadczenia w tych sprawach, miałeś już kogoś? – Spojrzał na niego pytająco. Chłopak milcząc przez chwilę, bawił się jednym z rzemyków na dłoni.
- Miałem kogoś, ale określenie ‘związek’ tutaj nie pasuje, zwykła znajomość bez zobowiązań, nigdy nie chciałem się wiązać, może dlatego, że z żadnym z tych gości nie czułem się tak jakbym chciał się czuć . Rozumiesz? – Hazza pokiwał w odpowiedzi głową. Ciszę, która zapadła przerwał dziwię sms’a.
Od : Mama
Harry, wracając do domu wstąp do sklepu po kilka rzeczy, później wyślę Ci listę. Bądź w domu za dwie godziny, przyjeżdża Irys ze swoimi dziećmi, dawno Cię nie widzieli. xx


Przegryzając dolną wargę odpisał na sms’a, chwilę później przyszła odpowiedź.


Od: Mama
Oczywiście, że możesz przyprowadzić Nathaniel’a, jest naprawdę miłym młodzieńcem, dobrze wiem, że nie lubisz takich rodzinnych spotkań, dlatego lepiej żebyś miał z kim pogadać.


Uśmiechnął się pod nosem. Wstał otrzepując spodnie, wsadził komórkę do spodni.
- Zbieraj się. Idziemy do mnie, przyjechała moja ciotka, a żeby nie zanudzić się na śmierć zabieram Cię ze sobą.  – Wyszli z pokoju kierując się na dół.
- Nawet nie byliśmy na randce, a Ty już zapraszasz mnie na rodzinny obiad, nie za szybko? – Brunet poruszał znacząco brwiami. Harry zaśmiał się cicho, kręcąc głową z rozbawieniem. Wyszli z domu uprzednio informując mamę Nathaniel’a gdzie idą. Loczek nasunął na głowę czapkę i okulary, wolał nie ryzykować atakiem fanek.
- Ty idź kupić to co masz kupić, ja zaraz wrócę. – Odezwał się przy wejściu do sklepu, jednocześnie zerkają w stronę grupki ludzi po drugiej stronie ulicy. Harry kiwnął tylko głową i wszedł do sklepu, przez dłuższy czas chodził między regałami szukając rzeczy, o które prosiła go mama. Poszedł do kasy, zapłacił za wszystko. Wyszedł z marketu rozglądając się za chłopakiem, uśmiechnął się zauważając go. Jednak uśmiech zeszedł mu z twarzy kiedy zauważył, że Nathaniel kłoci się z jakimś przerośniętym gościem, który łapiąc go za drobne ramiona, mówi coś do niego niedelikatnie nim potrząsając. Hazza nawet z tej odległości widział jak oczy jego przyjaciela rozszerzają się w szoku po czym roztrzęsiony chłopak spuszcza głowę, z czego szatyn wywnioskował, że słowa padające z ust większego chłopaka nie było czymś miłym. Szybkim krokiem przeszedł przez ulicę.
- To Twoja wina! – Krzyczał chłopak trzymający Nath’a. Stojący obok nich blondyn, złapał go za rękę.
- Przestań, proszę. – Wyszeptał cicho Nath.
- Czy mogę Cię prosić żebyś zabrał te ręce od mojego przyjaciela? – Wtrącił się Styles.
- Sean, zostaw go. – Powiedział spokojnie blondyn ignorując Harry’ego. Gość o imieniu Sean, puścił Kolorowookiego.
- Dobrze wiesz pedale, że to Ty powinieneś umrzeć. – Wysyczał w stronę bruneta, najbardziej jadowitym głosem na jaki go było stać, po czym razem z kolegą odszedł. Nathaniel już nawet nie starał się zatrzymać łez, które spływały po jego policzkach. Zatkał sobie usta ręką, najwidoczniej nie mogąc uwierzyć, że pozwolił sobie na taką słabość. Spojrzał na Harry’ego.
- Wybacz, ale chyba nie będę już dzisiaj nadawał się do jakiejkolwiek rozmowy. –Uśmiechnął się sztucznie wymijając Loczka.
- Ale Nath, ten gość…- Chłopak pokręcił przecząco głową.
- Proszę nie pytaj o to, po prostu zapomnij. Zobaczymy się jutro. – Pomachał mu ręką, znikając za rogiem ulicy.



***
Trzaśnięcie drzwi uświadomiło mu, że jego ciotka razem z dziećmi właśnie opuściła ich dom. Był zmęczony, a sytuacja na ulicy nie dawała mu spokoju, dlatego doszedł do wniosku, że wyciągnie od Nath’a wyjaśnienia choćby miał to zrobić siłą. Może nie powinien się wtrącać, ale mimo tego, że znali się zaledwie dwa dni, Harry mógł śmiało powiedzieć, że chłopak jest jego przyjacielem, przede wszystkim dlatego, że wie coś o czym nikt inny poza jego siostrą nie miał pojęcia, martwił się o niego. Natomiast widok tego jak płacze nie był czymś co Hazza chciał oglądać jeszcze kiedyś.
-Harry. Harry, pytałam o coś. – Podniósł głowę, patrząc na swoją rodzicielkę. Potrząsnął
głową, aby odpędzić natrętne myśli.
- Przepraszam, zamyśliłem się, więc o co pytałaś? – Ann westchnęła, martwiła się o syna. Nie była ślepa, widziała, że coś się dzieje. Jednak wolała żeby Harry sam jej o tym powiedział, nie chciała wyciągać z niego nic na siłę.
- Pytałam czy dobrze się czujesz, marnie wyglądasz. Przyjechałeś żeby odpocząć, więc może zacznij odpoczywać i przestań się zamartwiać. – Uśmiechnęła się do niego głaszcząc po bujnych lokach, wstała. Musnęła ustami jego czoło. – W każdym bądź razie ja idę spać. -  Harry pokiwał głową patrząc jak wchodzi po schodach, zacisnął pięści. Nie chciał, aby się o niego niepokoiła.
- Mamo ja…- Zacisnął zęby. Kobieta odwróciła się z pytającym wyrazem twarzy. - ..śpij dobrze. – Uśmiechnęła się z czułością.
- Dobranoc Harry. -  Zakrył twarz rękami wzdychając głośno.
- Styles, jesteś takim idiotą, nawet nie masz odwagi przyznać się własnej matce. – Mruknął sam do siebie.
- Takie życie, braciszku. Nie każdy rodzi się tak idealny jak ja. – Zerknął w stronę schodów, gdzie stała jego siostra.
- Niezłe laczki. – mruknął patrząc wymownie na kapcie przedstawiające różową głowę królika. Gemma spojrzała na swoje stopy i wzruszyła ramionami.
- Mów co chcesz, ale są wygodne, ciepłe i słodkie. – Stwierdziła siadając koło niego. Przez chwilę siedzieli w ciszy, która robiła się coraz bardziej niezręczna. Harry kątem oka zauważył, że jego siostra otwiera usta aby coś powiedzieć.
- NIE  TAK  CIĘ  WYCHOWAŁAM   ŻEBYŚ MI  SIĘ  TERAZ  PO  BURDELACH SZLAJAŁ,  DO DOMU! – Obydwoje spojrzeli zdumieni w stronę drzwi wyjściowych skąd dobiegał głośny ryk jakiejś kobiety.
- Co to było, do cholery? – Gemma wzruszyła ramionami uśmiechając się szeroko.
- Sąsiadka, odkąd jej syn zerwał zaręczyny ze swoją narzeczoną uważa, że został bezbożnikiem i nie robi nic innego jak chodzenie do burdeli. – Wyjaśniła z rozbawieniem na widok zdziwionej miny Harry’ego.
- Mówisz o tej starszej babci, która zawsze była taka miła i częstowała nas słodyczami? – Spytał zdziwiony, Gemma pokiwała głową. – Może i ma ponad 80 lat, ale nieźle się trzyma. – Oboje zaśmiali się cicho.
- Myślę, że powinieneś jej powiedzieć, zrozumie. – osiemnastolatek zmarszczył brwi w geście zdziwienia.- Mówię, o mamie. Powinieneś jej powiedzieć. Wiesz dobrze, że od zawsze Cię wspiera, myślę, że to też zrozumie. – Harry potrząsnął głową, wstając.
- To nie jest coś o czym mogę jej ot tak powiedzieć. Zrobię to, nie teraz, nie jutro, ale wtedy kiedy sam będę pewny tego co się dzieje. – Gemma pokiwała głową, musnęła jego policzek życząc mu dobrej nocy wspięła się na schody. Zielonooki spojrzał w stronę okna, skrzywił się  na widok deszczu, nie lubił kiedy padało, jednak w tej chwili pogoda idealnie odzwierciedlała jego nastrój. Stanął na schodach kierując się w stronę swojego pokoju. Dźwięk dzwonka zupełnie go zaskoczył, z cichym westchnieniem podszedł do drzwi, bez zastanowienia otworzył je.
- N-Nath? – Otworzył szeroko oczy na widok przemokniętego chłopaka, który wyglądał dosłownie jak siedem nieszczęść. – Co Ty urobisz? O te godzinie, i w taką pogodę? Nie widzisz, że deszcz pada?
- Nie trudno zauważyć Haz. – Pociągnął nosem i Harry nie był pewny czy to z powodu deszczu czy może tego, że chłopak płakał, i niestety miał niepokojące wrażenie, że to z powodu tego drugiego.- Wiem, że jest późno, i że pewnie Cię obudziłem, ale jesteś jedyną osobą, z którą mogę porozmawiać. – Wbił wzrok w swoje mokre trampki. – Czy ja…czy mogę u Ciebie zostać? – Podniósł wzrok na osiemnastolatka. Harry miał wrażenie jakby spojrzenie tych niespotykanych oczu, które w tej chwili były pełne smutku, wierciło mu dziurę w żołądku i chwytało za serce, i Harry był pewny, że nie byłoby takiej możliwości jak odmówienie ich właścicielowi. Uśmiechnął się oby choć odrobinę dodać u otuchy po czym odsunął się od drzwi wpuszczając go do środka. Mniejszy chłopak niepewnie odwzajemnił uśmiech.
- Idź do łazienki, za chwile przyniosę Ci coś suchego do ubrania, jeśli chcesz możesz wziąć prysznic. – Nathaniel pokiwał głową wchodzą za Harrym po schodach.
- Dziękuje. – Odezwał się cicho kiedy już stał przy drzwiach do łazienki. Harry odwrócił się.
- Nie masz za co dziękować. Ty również mi pomogłeś, a teraz idź do łazienki bo się przeziębisz.
- Tak jest, mamo. – Wyszczerzył zęby wchodząc do łazienki. Harry pokręcił z rozbawieniem głową wchodząc do pokoju.


Egoist
_____________________________________________________________________
Wybaczcie, że tak długo mnie nie było, ale po prostu zwykły brak czasu. Zmieniłam opcję w komentarzach  tak aby można je było dodawać anonimowo, więc mam nadzieję, ze pojawi się ich trochę więcej. Miłego czytania. 

piątek, 31 sierpnia 2012

Rozdział 5


Rozdział 5



- Nathanielu, może zaprowadzisz Harrego do swojego pokoju? Widzę,  że trochę mu się nudzi.- Słysząc to Loczek miał ochotę uścisnąć kobietę.  Prawda była taka, że Harry straszliwie się nudził. Od dobrej godziny nie robił nic innego niż przysłuchiwanie się nudnym opowiadaniom z czasów młodości swojej mamy i państwa Silverów. Natomiast kiedy Nath usłyszał prośbę padającą z ust swojej rodzicielki zerwał się z miejsca przewracając szklankę z sokiem i strącając kilka naczyń. Nie przejmując się tym złapał zdziwionego Stylesa  za rękę ciągnąc w stronę swojego pokoju. Otworzył drzwi wpuszczając bruneta do środka. Oczom zielonookiego ukazał się ładny pokój.  Ściana po lewej stronie i naprzeciwko drzwi była koloru szarego, a ściana po prawej stronie była biała,  pod nią stało duże łóżko nakryte srebrną narzutą.  Naprzeciwko drzwi znajdowało się sporych rozmiarów okno z szerokim parapetem obłożonym mnóstwem poduszek, a po lewej stronie drzwi stało ciemno brązowe biurko, na którym znajdował się laptop. Podłogę w pokoju zdobił śnieżnobiały puchaty dywan. Po jednej stronie biurka w kącie stały dwie gitary ; akustyczna i elektryczna, natomiast po drugiej perkusja. W całym pokoju panował pedantyczny porządek, co według Harrego było zadziwiające biorąc pod uwagę roztrzepaną naturę bruneta.
- Grasz?- Nath spojrzał na wskazywaną przez niego gitarę i pokiwał potwierdzająco głową. Rozglądnął się po pokoju jakby czegoś szukał po czym mruknął coś pod nosem chwytając za klamkę.
- Klapnij gdzieś sobie Haroldzie, ja idę przemycić coś słodkiego.- Wyszczerzył zęby znikając za drzwiami. Hazza zdążył tylko usiąść na czarnym fotelu znajdującym się na środku pokoju kiedy drzwi otworzyły się gwałtownie, a do pokoju wszedł starszy brat Nathaniela . Miał na imię Jayden i w przeciwieństwie do swojego brata był spokojnym, cichym,   i oderwanym od rzeczywistości chłopakiem.  Blond włosy były ułożone w kompletnym nieładzie tak jakby ich właściciel nie kłopotał się czesaniem ich w co Harry był skory uwierzyć.  Miał szare oczy przypominające niebo w czasie burzy sprawiające wrażenie nieobecnych, którymi aktualnie obserwował  nastolatka.  
- Nie zdążyłeś zaprzyjaźnić się z moim bratem dlatego mam szansę Cię ostrzec. – Powiedział cichym, ale wyraźnym głosem.- Mój brat jest okazem pod-człowieka, dlatego jeśli chcesz, aby Twoja psychika pozostała w nienaruszonym stanie radzę Ci wyjechać stąd jak najdalej, najlepiej do Kanady, upozorować swoją śmierć i zmienić tożsamość wtedy Nath z pewnością Cię nie znajdzie i będziesz żył spokojnie….- Chciał coś jeszcze dodać, jednak drzwi otworzyły się, a do pomieszczenia raźnym krokiem wszedł wyżej wspomniany   z rękami załadowanymi mnóstwem słodyczy, które położył, a raczej upuścił na podłogę uważając iż tam jest ich miejsce. Spojrzał na swojego brata marszcząc nos.
- Przestań go straszyć Hipisie, mówisz tak tylko dlatego, bo  jesteś na mnie zły, ponieważ podeptałem Ci te głupie kwiatki, nie moja wina, że były brzydkie i  wyglądały jak chwasty.- Blondyn prychnął cicho obracając się na pięcie i wychodząc z pokoju. Kolorowooki zwrócił się do Hazzy.- Nie słuchaj go, on Cię tak wrabia. Nie jestem aż taki straszny, no.. z reguły.- Uśmiechając się wesoło otworzył jednego Chupa Chupsa z paczki wkładając go do ust.- Częstuj się. Pełen wybór.- Harry nie zastanawiając się długo sięgnął po paczkę kwaśnych żelek. Przez chwilę patrzył na widok za oknem. Zaczynało się ściemniać. Odwrócił głowę napotykając zaciekawione spojrzenie Kolorowookiego, który siedział na obrotowym krześle machając nogami w powietrzu. Przekrzywił głowę w bok zastanawiając się nad czymś. Osiemnastolatek poczuł się nieswojo pod bacznym spojrzeniem niespotykanych tęczówek . Kiedy  chciał zapytać o co chodzi, Nath wstał z rozmachem ze swojego miejsca.
- Chodźmy się przejść.- Powiedział wesoło  w podskokach wychodząc z pokoju. Zielonooki nie widząc innego wyjścia ruszył za nim. Kiedy przechodzili koło salonu usłyszeli lecącą w tle piosenkę WMYB. Harry uśmiechnął się pod nosem słysząc jak mniejszy chłopak nuci piosenkę pod nosem. Chwilę później Nath zatrzymał się gwałtownie przez co Styles nie zdążył się zatrzymać i uderzył nosem w głowę bruneta, który z nieodgadnioną miną patrzył się na ekran telewizora, na którym wyświetlany był klip piosenki One Direction.
- Co to za zespół?- Nathaniel spojrzał pytająco na brata, który siedział przed telewizorem czytając jakieś broszurki o kwiatach. Jayden podniósł wzrok znad lektury, obrzucił wzrokiem telewizor.
- One Direction oni są…- Chciał coś dodać kiedy głośny krzyk brata mu przerwał.
- Spójrz Harry, on wygląda zupełnie jak Ty!- Chłopak wskazał ręką  na ekran, na którym aktualnie widniała uśmiechnięta twarz kędzierzawego chłopaka. Loczek i Jayden spojrzeli na Nath’a  z widoczną na twarzy  mieszanką szoku i rozbawienia. Pierwszy otrząsnął się  blondyn.
- Na Wielkiego Hipisa…co za idiota.- Spojrzał na sufit jakby tam miał znaleźć odpowiedź na pytanie dlaczego to właśnie on ma takiego brata. Spojrzał   na Hazzę  z nadzieją, że   wytłumaczy siedemnastolatkowi o co chodzi jednak widząc jak zielonooki krztusi się ze śmiechu westchnął ze zrezygnowaniem.- Przecież to właśnie jest on. Harry Styles, bożyszcze nastolatek i tak dalej, i tak dalej.- Wykonał jakiś niezidentyfikowany ruch dłonią. Spojrzał na zdziwionego brata. Wywrócił oczami wstając z kanapy.- Gazety byś poczytał braciszku, nie zaszkodziłoby Ci .- Nath prychnął pod nosem krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- Skąd mogłem wiedzieć, co? Wygląda całkiem inaczej, włosy ma mniej kręcone.- Mruknął na swoje usprawiedliwienie. Spojrzał z wyrzutem na już uspokojonego osiemnastolatka.- Mogłeś mi powiedzieć, że jesteś sławny czy coś.- Harry wzruszył ramionami.- Nie wyszedłbym na idiotę. -  Jayden spojrzał na niego unosząc jedną brew, otwierając usta, aby dodać coś kąśliwego od siebie, jednak morderczy wzrok brata powstrzymał go. Blondyn mrucząc coś niewyraźnie pod nosem usiadł z powrotem na kanapie wracając do czytania broszurek.


* * *


Odchylił głowę patrząc na rozgwieżdżone niebo. Ciepły, lekki wiaterek delikatnie muskał jego twarz, a cisza panująca wokół przyjemnie relaksowała, co Harry’emu w tej chwili było zdecydowanie potrzebne. Przymknął oczy napawając się tym miłym uczuciem spokoju. Siedzący obok niego chłopak z cichym  pomrukiem zadowolenia położył się na drewnianych deskach werandy. Lokowaty spojrzał na niego kątem oka.
- Wiesz co, Harry? – Odezwał się w stronę Loczka, który naśladując go ułożył się wygodnie na drewnianej podłodze krzyżując ręce pod głową .
- Mhm? – Nath  przeniósł wzrok na twarz Harry’ego  oświetloną przez księżyc.
- Wcale nie wyglądasz jak ktoś sławny, bogaty i rozchwytywany przez miliony fanek.- Zielonooki zmarszczył brwi .
- Co masz na myśli? – Mniejszy chłopak zmarszczył nos formując jakieś sensowne wyjaśnienie. Wykonał jakiś nieokreślony ruch ręką, przez co prawie uderzył nią  podnoszącego się właśnie Styles’a.
- Jakby to ująć? O wiem!  Wyglądasz i zachowujesz się  raczej jak mieszanka pseudo-emo i szczęśliwie tęczowego człowieka . Na zewnątrz tak sztucznie optymistyczny, że aż mdli, a w środku kompletnie zdepresjowany…jest w ogóle takie słowo? Zresztą, nieważne. – Harry uśmiechnął się krzywo na to dziwne, ale jakże trafne określenie, swoją drogą trzeba było przyznać, że był zdziwiony, że akurat Nathaniel to zauważył .
- Zdepresjowany, mówisz? – Omiótł spojrzeniem tonący w ciemności ogródek.  Kolorowooki usiadł naprzeciw niego po turecku.
- Z tego co mi się wydaje, a wydaje mi się raczej dobrze, tak właśnie jest. Dlatego myślę, że powinieneś mi powiedzieć. Wiem, że praktycznie się nie znamy, ale czasami lepiej jest wygadać się przed kimś nieznajomym. Nierozwiązane problemy nie znikają, tylko nawarstwiają się tak, że później kompletnie sobie z nimi nie poradzimy. Możliwe, że będę mógł Ci pomóc, a przynajmniej się postaram. – Uśmiechnął się ciepło, aby dodać mu otuchy. Harry przez krótką chwilę rozważał wszystkie ‘za’ i ‘przeciw’.  Prawdę mówiąc nie miał nic do stracenie, jeżeli chłopak po tym co usłyszy nie będzie chciał mieć z nim nic wspólnego, trudno. Jednak podświadomie czuł, że Nathaniel tego nie zrobi, dlatego biorąc głęboki oddech zaczął opowiadać. Opowiedział mu wszystko, od samego początku. O tym jak poszedł na casting do X Factor’a, jak poznał chłopaków, i to, jak zrobili z nich zespół. Opowiadał mu o śmiesznych, smutnych, i stresujących momentach, które przeżył z przyjaciółmi. Jak również to, co czuje do Louis’a  i  nie toleruje jego dziewczyny.  Po skończonym monologu Zielonooki odetchnął głęboko czując się rzeczywiście o niebo lepiej.
Spojrzał na siedemnastolatka, który wciąż przyswajał otrzymane właśnie informacje. Po krótkiej ciszy, w której Harry  z niepokojem zastanawiał się jak zareaguje nowo poznany chłopak, ten postanowił się odezwać.
- Ten cały Liam, serio boi się łóżeczek czy udaje? -  Szatyn wydał z siebie bliżej nieokreślony dźwięk. – No co? Spytać nie można? – Oburzył się Kolorowooki.
- Opowiedziałem Ci wiele ciekawszych rzeczy, a Ciebie ciekawi tylko to czy Liam serio boi się łyżeczek? – Nathaniel wzruszył ramionami.
- Co w takim  razie co mam Ci powiedzieć?  To, że wcale Ci nie współczuje, bo zakochałeś się w nieodpowiedniej osobie? Masz o tyle dobrze, że masz wybór : powiedzieć mu i niech będzie co ma być, albo nie mówić i spróbować się  odkochać. To, że jesteś gejem jakoś specjalnie mną nie wstrząsnęło, bo tak się składa, że ja też wolę tą samą płeć, więc…-  Wstał wyciągając dłoń w stronę Harry’ego. -…witaj w tęczowym świecie Haroldzie. – Uśmiechnął się szeroko prezentując całe uzębienie .  Styles przez chwilę patrzył na jego dłoń po czym wstał i uścisnął ją delikatnie odwzajemniając szeroki uśmiech .
- Harry, chodź już, wracamy do domu. -  Zgodnie z poleceniem  weszli do środka kierując się w stronę przedpokoju gdzie stała ubraną już Ann i Gemmę, ta druga wyglądała na lekko oburzoną co zadziwiło Hazzę, ale postanowił spytać o to później. Kiedy wyszli na dwór odprowadzani przez państwo Silver i ich synów,  Harry pożegnał się grzecznie i wsiadł do samochodu wsadzając kluczyki do stacyjki, czekał aż jego mama pożegna się z panią Silver. We wstecznym lusterku zobaczył wsiadającą do samochodu wciąż obrażoną Gemmę, uśmiechnął się pod nosem domyślając się jaka jest przyczyna jej podłego nastroju.
- Czyżby Jayden nie był Tobą zainteresowany? – Spytał z rozbawieniem. Siostra spojrzała na niego wzrokiem,  wygłodniałej żmii. Harry zdusił w sobie głośny rechot, wiedząc, że nie skończy się to dla niego najlepiej.
- Zamilcz. – Warknęła tylko wbijając wzrok w szybę, tupiąc nerwowo nogą.  Parsknął z rozbawieniem pod nosem. Przenosząc wzrok na przednią szybę gdzie zobaczył machającego zawzięcie bruneta, zaśmiał się cicho kręcąc głową z politowaniem. Gdy jego rodzicielka wsiadła do samochodu przekręcił kluczyk w stacyjce, wyjechał z podjazdu. Ciszę panującą w samochodzie przerwała jego mama.
- Było naprawdę miło, prawda? Jak Wam się podobało? – Zwróciła się do swoich dzieci. Gemma mruknęła coś niewyraźnego pod nosem, na co Ann  i  Harry wymienili ze sobą rozbawione spojrzenia.

* * *



Drzwi od pokoju otworzyły się cicho i do środka wszedł drobny chłopak . Rozglądnął się po pokoju lokalizując łóżko. Uśmiechnął  się szeroko dostrzegając kędzierzawą czuprynę wystającą spod kołdry. Niewiele myśląc wszedł na łóżko i zaczął po nim skakać, tym samym wybudzając śpiącego chłopaka. Pochylił się potrząsając nim.
- Harry, wstawaj! Wstawaj! – Zawołał przedłużając samogłosko słowa ‘wstawaj’. Harry warknął coś pod nosem  co brzmiało całkiem jak ‘Pierdol się’.  Jednak tamten nie przejmując się tym kontynuował skakanie.
- Nathaniel, kurwa! – Warknął obracając się na plecy przez co chłopak stojący nad nim spadł z głośnym łoskotem na ziemie. Zielonooki uśmiechnął się z satysfakcją kiedy z pod łóżka dobiegł go zbolały jęk. Zakrył się z powrotem kołdrą w celu dalszego spania.  Jednak Nathaniel miał inny plan, z rozmachem wstał z podłogi i pochylił się na Harry’m . Zaczerpnął powietrza do płuc.
- Wstawaj, wstawaj, wstawaj, wstaaaawaaajjjj! – Wywrzeszczał mu do ucha. Loczek zgrzytnął zębami siadając na łóżku, bose stopy opuścił na posadzkę .
- Już. Wstałem. I przestań w końcu maltretować moją rękę. – Kolorowooki spojrzał na swoją dłoń wciąż trzymającą  rękę Harry’ego. Uśmiechnął się do niego przepraszająco. Styles spojrzał na niego nagle sobie coś  uświadamiając. – Skad Ty się w ogóle tu wziąłeś o …- Spojrzał na zegarek stojący na szafce nocnej. –…ósmej rano, pogrzało Cię?! I kto Cię wpuścił o tej godzinie? – Nathaniel wzruszył ramionami podchodząc do szafy i bez żadnych skrupułów otworzył ją wyciągając czarne rurki biały podkoszulek i niebieską koszule w kratkę.
- Wpuściła mnie Twoja mama, jestem o ósmej rano, bo nie mogłem przyjść wcześniej. – Wyjaśnił podając mu wybrany zestaw ciuchów. – a teraz ubieraj się bo obiecałem Twojej mamie, że zrobisz jej naleśniki na śniadanie. – Szatyn zabrał od niego ubrania, warcząc gniewnie pod nosem wszedł do łazienki.
- Nie dość, że obudziłeś mnie tak wcześnie to jeszcze wrobiłeś w robienie śniadania. Sam nie możesz zrobić? – Marudził za drzwiami od łazienki. Nath siedząc na łóżku rozglądał się po pokoju Harry’ego marszcząc nos w niezadowoleniu na widoczny bałagan. Podszedł do biurka wyrzucając leżące na nim śmiecie do kosza, to samo zrobił z walającymi się po podłodze kawałkami papieru. Porozrzucane ciuchy  poskładał na jedną kupkę. W momencie, w którymi doprowadził pokój do porządku drzwi od łazienki otworzyły się i w pokoju pojawił się odświeżony Styles.  – Pytałem czy sam nie możesz zrobić jej śniadania, a nie mnie wrobiłeś.– Rozglądnął się z lekkim  zdziwieniem .- Posprzątałeś mój pokój? – Siedemnastolatek wzruszył tylko ramionami jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie.
- Co do tego pierwszego pytania, nie mogę sam zrobić, bo moje umiejętności kulinarne kończą się na ugotowaniu wody na herbatę. I tak, posprzątałem Ci pokój, bo nie lubię jak jest brudno, a teraz chodźmy .- Pełen entuzjazmu podszedł do drzwi, a Harry mniej entuzjastycznie powlókł się za nim.
- Te schody są niebezpieczne – Mruknął widząc jak Nath przeskakuje co drugi stopień, ten jednak nic sobie z tego nie robił, przystanął na przed ostatnim schodku odwracając się do Harry’ego posłał mu uśmiech, który ( nawet wciąż na niego zły Harry musiał przyznać) był uroczy.
- Martwisz się o mnie, to naprawdę miłe, ale nie bój żaby, jestem jak ninja. – Zielonooki wywrócił tylko oczami. Nie zdążył zrobić   jednego  kroku kiedy schodzący tym razem spokojnie Nathaniel nie zauważył ostatniego schodka i wyłożył się na podłodze. Widok i zaskoczona mina Kolorowookiego była tak komiczna, że osiemnastolatek zaniósł się głośnym śmiechem. Po krótkiej chwili szaleńczego śmiechu uspokoił się ocierając kąciki oczu z łez rozbawienie.
- Te ninja, wstawaj, naleśniki czekają. – Powiedział przechodząc koło niego, na jego ustach wciąż błąkał się delikatny uśmiech. Brunet mimo, że upadek był dość bolesny wstał uśmiechając się szeroko, i podświadomie czuł, że to z powodu miłego dla ucha śmiechu Harry’ego. Wszedł do kuchni gdzie Harry wyjmował wszystkie potrzebne produkty.
- Mógłbyś wyciągnąć mąkę?  – Spytał widząc jak mniejszy chłopak wchodzi do kuchni, ten w odpowiedzi pokiwał głową .- Jest w tej szafce. – Wskazał ręką właściwą szafkę, jednocześnie mieszając składniki. Kolorowooki otworzył wskazaną szafkę, stanął na palcach, aby ułatwić sobie ściągnięcie mąki, która znajdowała się na najwyższej półce, co przy jego wzroście było lekko niewygodne.
- Pomóc Ci? – Usłyszał po swojej prawej stronie, spojrzał na Harry’ego, który patrzył na niego z lekkim rozbawieniem obierając się plecami o blat szafki . Prychnął pod nosem.
- Poradzę sobie. – Mruknął odrzucając propozycje pomocy. Uśmiechnął się z ulgą kiedy udało mu się w końcu opuszkami palców dosięgnąć torebki z mąką. – Udało mi…- Nie zdążył dokończyć kiedy zawartości torebki wysypała się spadając na podłogę i w większej części na niego. Dźwięczny śmiech Harry’ego rozniósł się po domu zagłuszając siarczyste przekleństwo padające z ust Nathaniel’a. – Tak Cię to bawi? – Hazza nie mogąc się uspokoić pokiwał głową. – W takim razie zaraz przestanie. – Mruknął ze złowieszczym uśmiechem podchodząc do szatyna, który widząc jego minę zaczął się cofać do tyłu, jednak napotkał przeszkodę w postaci zlewu, rozglądnął się na boki szukając drogi ucieczki, z marnym skutkiem.
- Moglibyśmy  załatwić to w inny sposób? – Spytał z nadzieją w głosie, jednak chłopak pokręcił tylko głową. Chciał jeszcze coś powiedzieć kiedy nieszczęsna mąka wylądowała na jego ubraniu, twarzy i włosach. Sapnął zaskoczony, sięgnął w tył  chwytając do ręki jajko i najzwyczajniej  bez żadnych skrupułów rozbił na głowie mniejszego chłopaka, wcierając ich zawartość w jego włosy. Nathaniel zaskoczony otworzył szerzej oczy, po czym ze wściekłością zacisnął usta w wąską kreskę.
- Nie wierze, że to zrobiłeś .- Syknął przez zaciśnięte usta w stronę osiemnastolatka, który zdążył uciec na drugi koniec kuchni. Podniósł z blatu jajko, i zanim  Harry zdążył cokolwiek powiedzieć wylądowało ono koło jego głowy. Odetchnął z ulgą obracając głowę w stronę miejsca na, którym rozbiło się jajko
- Ha! Nie trafiłeś, jesteś bez…- Zamilkł kiedy następne jajko uderzyło w tył  jego głowy. Dotknął dłonią loki. – Zabije Cię.- Warknął kiedy poczuł na dłoni lepką substancję. Odpowiedział mu głośny śmiech siedemnastolatka.



* * *


Anne Cox wchodząc do kuchni, nie spodziewała się, że zobaczy coś takiego. Fakt, że schodząc po schodach słyszała śmiechy i krzyki dobiegające z kuchni, ale w najgorszych koszmarach nie wyobrażała sobie tego co właśnie widziała. Otóż jej syn usmarowany w mące jajku i jeszcze kilku bliżej nieokreślonych rzeczach siedział na Nathaniel’u, który nie wyglądał lepiej i aktualnie krztusił się ze śmiechu, który powodowały łaskoczące go dłonie Harry’ego.  Zdezorientowana kobieta obrzuciła wzrokiem kuchnie, która była w jeszcze gorszym stanie niż chłopcy.
- Co tu się dzieje? – Spytała oszołomiona. Przerażeni chłopcy zerwali się z podłogi, niemalże stając na baczność. Jej syn otwierał usta, w celu wyjaśnienia bałaganu, kiedy ona podniosła dłoń nakazując mu, aby nic nie mówił. – Idźcie się umyć, ja to ogarnę bo znając Was  będzie to wyglądało jeszcze gorzej. – Mruknęła rezygnując z usłyszenia wyjaśnień. Uradowani chłopcy uśmiechnęli się do niej z wdzięcznością. Sekundę później wpadli do salonu kłócąc się o kolejkę do łazienki. – Chłopcy. – Zero reakcji. – Chłopcy, do diabła! – Dwójka nastolatków zatrzymała się przed schodami.
- Tak? – Spytali jednocześnie, kobieta wychyliła się z kuchni.
- Mamy dwie łazienki w domu, nie musicie się kłócić.- Chłopcy wydali z siebie jęk zawodu. Kobieta spojrzała na nich zdziwiona.
- Ale maaamooo…teraz już nie ma frajdy. -  Jęknął jej syn wchodząc  ze zrezygnowaniem za Nathaniel’em po schodach. Kobieta pokręciła ze zrezygnowaniem głową wchodząc z powrotem do kuchni.



 ---------------------------------------------------------------------------

Cześć wszystkim! Bardzo, bardzo Was przepraszam za tak długą nieobecność, ale praktycznie przez całe wakacje mnie nie było w domu, a byłam w miejscu, w którym niestety nie było dostępu do internetu. Od teraz zamierzam dodawać rozdziały regularnie. Mam nadzieje, że ten rozdział Wam się spodoba. Niedługo szkoła. I mam nadzieje, że nie jestem jedyną osobą, która chce iść już do szkoły. Mama zapewnia mnie, że już we wtorek przestanie mi się chcieć do niej chodzi. Czytajcie, komentujcie, oceniajcie itede. 


wtorek, 5 czerwca 2012

Rozdział 4


Rozdział 4



Zerwał się z łóżka wypluwając resztki lodowatej wody, spojrzał ze wściekłością na siostrę, która dumnie dzierżyła w rękach puste już wiaderko.
- Masz piętnaście minut żeby doprowadzić się do porządku, a później zaczynamy sprzątanie.- Poinformowała go wracając do kuchni, chłopak warknął pod nosem z powrotem kładąc się na kanapę i nie przejmując się tym iż jest mokra, mruknął jakąś obelgę na temat siostry pod nosem.  Gemma widząc, że chłopak nie spełnia jej polecenia sapnęła z irytacji ponownie napełniając wiaderko zimną wodą. Podeszła do kanapy.
- Powiedziałam żebyś wstawał.- Loczek mruknął coś niewyraźnie w poduszkę. Dziewczyna przechyliła wiaderko tym samym wylewając ciecz na głowę Harrego. Chłopak zerwał się z kanapy zabrał jej wiaderko z dłoni.
- No kurde, wstałem! Widzisz, stoję!- Brunetka pokiwała z zadowoleniem głową. Zielonooki z niewyraźną  miną skierował się w stronę schodów.
- Jak już zejdziesz wystawimy kanapę na dwór niech wyschnie, a potem powiem Ci co masz robić.- Hazza pokiwał smętnie głową.
- Tak jest, tyranie.- Gemma zaśmiała się cicho.
- Nie przesadzaj. Fajnie będzie. Zobaczysz.
- Tak, zawsze tak mówisz.- Mruknął do siebie cicho. Wszedł do pokoju, wyciągnął z szafy pierwsze lepsze spodnie dresowe i luźną koszulę. Skierował się stronę łazienki przelotnie jeszcze sprawdzając godzinę na zegarku i aż zatrzymał się z wrażenia.
- Jak to 8:00?! Człowiek tu ma wolne i odpoczywa, a ta czarownica tak wcześnie mnie budzi, no nie wierzę.- Prychnął pod nosem zrzucając z siebie ciuchy i wchodząc do kabiny prysznicowej. Odkręcił wodę. Odchylił głowę rozkoszując się relaksującym uczuciem. Nalał sobie żelu na dłonie myjąc dokładnie każdy skrawek ciała,  umył włosy i zaczął spłukiwać całą pianę.  Do jego uszu dobiegł niewyraźny dźwięk spuszczanej wody, chwilę później poczuł gorącą wodę przez co wrzasnął wyskakując spod prysznica.  Kiedy z trudem utrzymał równowagę na śliskich kafelkach, ujrzał swoją siostrę siedzącą na zamkniętym klozecie. Pospiesznie chwycił ręcznik zakrywając się nim.
- Nie martw się braciszku, nie masz czegoś czego bym już nie wiedziała.- Spojrzała na niego z rozbawieniem. Chłopak uniósł jedną brew.
- O, nie wątpię.- Uśmiechnął się kpiąco.
- Sugerujesz coś?-  Spytała z pozoru spokojnie, jednak w jej głosie czaiło się ostrzeżenie.
- Nie, nie skądże.- Przez chwilę wpatrywał się w siostrę, która niczym się nie krępując nadal stała w łazience spoglądając krytycznym wzrokiem na swoje paznokcie. Przestąpił z nogi na nogę wzdychając cicho pod nosem.
- Chcesz czegoś konkretnego?- Brunetka spojrzała na niego lekko zdziwiona.
- Nie, czemu? Czekam aż się wykąpiesz.- Loczek wywrócił oczami.
- Nie możesz tego zrobić gdzieś indziej?- Wzruszyła ramionami wciąż tkwiąc w miejscu.
- Gemma. Chociaż w łazience chciałbym być przez chwilę sam bez widoku Twojej twarzy.
- Już, już. Nie denerwuj się.- Wyszła na odchodnym dodając.- Masz jeszcze pięć minut.-Zielonooki pokręcił głową z dezaprobatą.
     Podrapał się po głowie wpatrując ze zdezorientowaniem  w ciąg guzików i pokręteł na pralce. Po chwili wzruszył tylko ramionami wlewając płyn w odpowiednie miejsce po czym wciskając kilka przypadkowych guzików i przekręcając pokrętło zadowolony z siebie wyszedł z łazienki. Raźnym krokiem wszedł do kuchni.
- Zrobiłeś wszystko tak jak Ci kazałam.- Harry pokiwał entuzjastycznie głową, dziewczyna zmarszczyła brwi.
- No dobrze. To teraz  pojedziesz po zakupy.- Wręczyła mu długą listę zakupów.   Zgarnął z  szafki kluczyki do samochodu, ubrał buty i kurtkę.  Wsiadł do samochodu zastanawiając się równocześnie kiedy fanki w końcu dowiedzą się, że wrócił do domu. Odpalił silnik wyjeżdżając z podjazdu.  Po kilku minutach był już przed supermarketem. Zaparkował, wysiadł z auta zamykając je. Spojrzał na obszerną listę wzdychając cicho pod nosem i wchodząc do sklepu. Skierował się w stronę odpowiednich półek. Kiedy kilkanaście minut później pakował wszystkie zakupy do bagażnika zadzwonił jego telefon. Dzwoniła jego siostra, aby w kilku zwięzłych słowach powiedzieć mu, żeby kupił jeszcze kilka rzeczy. Nie mając innego wyjścia skierował się z powrotem do sklepu. Szedł spokojnie powoli rozkoszując się jesiennym powietrzem gdy tą miłą atmosferę zakłóciło mu mocne uderzenie pod wpływem, którego został powalony na ziemię.
- Drugi raz w ciągu tygodnia. Tak trzymaj Harry, a te cztery tygodnie spędzisz w szpitalu zamiast nad jeziorem.- Wymruczał do siebie, z trudem podnosząc się na równe nogi. Usłyszał cichy śmiech. Spojrzał na sprawcę wypadku ze zdziwioną miną.
- Przepraszam, jakoś tak, nie wyhamowałem. – Nieznajomy osobnik wplótł palce we włosy uśmiechając się przepraszająco. Był to chłopak w mniej więcej jego wieku. Miał czarne włosy potargane przez wiatr przez co układały się w kompletny nieładzie.  Jedno jego oko było koloru soczystej zieleni, a drugie lazurowo niebieskie, otoczone były firankami gęstych czarnych rzęs, a to wszystko dopełniały figlarne iskierki czające się gdzieś głęboko w oczach. Miał kolczyka w brwi, wardze i uchu. Ubrany był w czarne rurki, niebieski T-Shirt  i granatowe trampki. Na nadgarstkach miał mnóstwo rzemyków, koralików i innych bransoletek, które brzęczały cicho przy każdym ruchu dłoni. Nie można było powiedzieć, że   jest przystojny, trafnym stwierdzeniem było to iż chłopak jest śliczny. Niebywale śliczny.
    Teraz patrzył na niego przekrzywiając głowę w bok. Po chwili z szerokim uśmiechem wyciągnął do niego rękę przedstawiając się.
- Nath.- Brunet uścisnął jego drobną dłoń.
- Harry.- Kolorowooki obdarzył go uśmiechem.
- Nic i się nie stało?- Hazza zaprzeczył ruchem głowy.- Wyglądałeś na zamyślonego.
- Dlaczego tak uważasz?
- Bo inaczej usłyszałbyś jak wrzeszczę żebyś uważał.- Zmierzył go rozbawionym spojrzeniem.  Harry westchnął cicho,  chciał coś powiedzieć, ale przerwał mu głośny dzwonek telefonu. Nath odebrał komórkę, porozmawiał z kimś chwilę po czym zwrócił się do zielonookiego.
- Ja już będę leciał. Miło było Cię poznać Haroldzie.- Nie zdążył nawet mrugnąć kiedy chłopak już biegł w stronę przejścia dla pieszych machając do niego zawzięcie. Loczek wypuścił z ulgą powietrze widząc jak chłopakowi w ostatniej chwili udaje się uniknąć jadącego samochodu. Pokręcił głową wchodząc do marketu.
    Wszedł do domu kładąc zakupy w kuchni. Otworzył lodówkę wyciągając z niej sok pomarańczowy, oparł się o blat szafki. Do kuchni weszła jego rodzicielka, obdarzyła go uśmiechem, który chłopak odwzajemnił.
- Jak Ci się udały zakupy?- Brunet uśmiechnął się na wspomnienie roztrzepanego Nath’a .
- Dobrze, jak to zakupy. Nic ciekawego.- Odstawił szklankę do zlewu kierując się do swojego pokoju.
- Właśnie Harry, wieczorem pójdziemy na kolację do mojej znajomej. Chcieli Was w końcu poznać.- Nastolatek  westchnął głośno.- Oj nie marudź, będzie ciekawie. Mają syna tylko rok młodszego od Ciebie. To naprawdę miły chłopak, myślę, że się dogadacie.- Pod wpływem matczynego spojrzenia w końcu uległ.
- W porządku, pójdę, ale nie zakładam garnituru, od razu mówię.- Jego mama zaśmiała się tylko cicho  nakazując mu iść się przyszykować. Wszedł do pokoju, wziął szybki prysznic i już w samych bokserkach  stał przed szafą wybierając odpowiedni strój. Właśnie wyciągał jedną koszulkę kiedy drzwi otworzyły się z hukiem i do środka wpadła jak burza jego siostra. Jej wściekły wyraz twarzy, makijaż zrobiony do połowy i wałki we włosach sprawiły, że chłopak stał w miejscu nie mogąc się odezwać. Dziewczyna ciężko dysząc trzymała w dłoni dość dziwnie wyglądający kawałek materiału, zaczęła się powoli zbliżać do brata.
- Ty..ty…ty! Ugh…jesteś tak głupi!. Patrz co zrobiłeś z moją bluzką idioto!- Pomachała mu przed nosem owym dziwnym materiałem, który okazał się jej bluzką.- Nawet prania nie potrafisz porządnie zrobić! Byłam pewna, że ją założę i nawet makijaż zrobiłam tak aby do niej pasował, a teraz co?! Zostało mi tylko….O Boże..pół godziny!- Tak samo niespodziewanie jak się pojawiła tak też zniknęła. Styles stał tam przez kilka dobrych chwil zanim zdołał się do końca otrząsnąć. Podrapał się po głowie lekko zdziwiony, ale wzruszył tylko ramionami i wrócił do poprzedniego zajęcia. W końcu wybrał jeansowe rurki, białą podkoszulkę i marynarkę. Przeglądnął się w lustrze uśmiechnął się do swojego odbicia, po czym zbiegł na dół gdzie stała już jego mama.
- Ślicznie wyglądasz mamo.- Pocałował kobietę w policzek.- Gemma się jeszcze szykuje?- Kobieta pokiwała ze zrezygnowaniem głową.
- Państwo Silver mają dwóch braci, starszego i młodszego, więc wiesz..- Ann spojrzała znacząco w stronę schodów.- Gemmo, pospiesz się, bo się spóźnimy!- Kiedy dziewczyna zeszła wyszli z domu. Wsiedli do samochodu kiedy Anne przypomniała sobie o czymś.
- Kurczę, zapomniałam, że Sylwia prosiła mnie o książkę.- Brunet uspokoił mamę tłumacząc, że wróci po nią, a później na pieszo trafi do tych całych Silverów.
- Trafisz?
- Tak mamo, tłumaczyłaś mi to już kilka razy.- Wysiadł z samochodu wracając do domu. Wszedł do środka, pobiegł do sypialni mamy, zapalił światło. Przez chwilę śledził wzrokiem tytuły książek, aż w końcu trafił na tą odpowiednią. Wyciągnął ją z regału. Zbiegł po schodach, zamknął dom, kierując się w stronę znajomych swojej mamy. Po kilkunastu minutach był już u celu. Stał przed dużym jednorodzinnym domem . Wspiął się po schodkach. Podniósł rękę z zamiarem zapukania kiedy te otworzyły się gwałtownie, a osoba wybiegająca właśnie na zewnątrz zderzyła się z Loczkiem. Tym razem siła uderzenia spowodowała, że sprawca leżał na ziemi rzucając rozmaite przekleństwa w „ćwoka, który stoi w drzwiach jak słup soli”. Zielonooki podniósł brew na znak zdziwienia.
- Pozwól, że Ci przypomnę, że to Ty wpadłeś na mnie i to  już drugi raz tego dnia.- Uśmiechnął się delikatnie do zdezorientowanego chłopaka. Tamten uderzył się otwartą dłonią w czoło.
- Ah, no tak. Harold. Najwidoczniej przeznaczenie.- Poruszał znacząco brwiami. Harry zaśmiał się cicho podając mu dłoń, aby mógł wstać. Kiedy  brunet wstał, Loczek zauważył, że Nath jest od niego mniejszy o całą głowę. „Nie ma co, spostrzegawczy jesteś Styles” zadrwił głos w jego głowie. Jego dalsze wewnętrzny monolog przerwał kobiecy krzyk.
- Nathanielu! Czemu każesz gościowi stać w drzwiach. Zaproś go do środka!- Nath zgodnie z poleceniem matki dłonią nakazał mu wejść do środka.
- A czy Ty przypadkiem się gdzieś nie spieszyłeś?- Kolorowooki pokręcił głową.
- Miałem  iść Cię znaleźć, ale jednak jesteś inteligentny i znalazłeś drogę.
- Wiesz, od czasu do czasu mi się zdarza.- Miły dla ucha śmiech Nathaniela rozniósł się po całym domu. I mimo swoich wcześniejszych zastrzeżeń, Harry miał przeczucie, że to będzie całkiem ciekawy wieczór.


 Egoist


 Udało mi się dodać we wtorek, tak jak sobie zaplanowałam. Miłego czytania.

piątek, 1 czerwca 2012

Rozdział 3


Rozdział 3



Zacisnął usta podnosząc niepewny wzrok w stronę siostry, która ku jego zdziwieniu wciąż się nie odezwała. Spodziewał się wyzwisk, krzyku, histerii, nawet tego, że go uderzy chwilę później wychodząc czy też  informując   , że nie chce go więcej znać. Jednak jakie było jego zdziwienie kiedy w jej oczach nie ujrzał nic co wskazywałoby na to, że jest zła czy też
zniesmaczona. Nim udało mu się o cokolwiek zapytać poczuł jak   siostra przyciąga  go do siebie i przytula   szepcząc mu do ucha, że wszystko będzie w porządku. W tamtym momencie po prostu nie wytrzymał. Wszystkie emocje, które kumulowały się w nim od dobrych kilku miesięcy w końcu postanowiły wyjść na świat dzienny. Wtulił się w siostrę płacząc niczym małe dziecko.
- Gem..to tak bardzo boli.- Wyszeptał, a słona ciecz nie przestawała płynąć mu po policzkach.
- Ciii.. braciszku. Nic nie mów.- Głaskała go delikatnie po głowie. Po chwili zaprowadziła wciąż płaczącego chłopaka do salonu siadając z nim na kanapie. Ułożyła jego głowę na swoich kolanach jednocześnie nucąc jakąś kołysankę, aby się choć trochę uspokoił.  Spojrzała na jego profil wzdychając cicho. Wszyscy dookoła uważali jego brata za pewnego siebie podrywacza. Za gościa, który ma wszystko; pieniądze, sławę, przyjaciół, rodzinę, mnóstwo wielbicielek. Jednak ona kilka razy widziała swojego brata od tej bardziej wrażliwej strony. Harry nigdy nie próbował zaprzeczać, że ma rzeczy, o których niektórzy mogą tylko pomarzyć, ale jednocześnie zawsze mówił jak duże znaczenie mają dla niego  . Dlatego każdy kto nazwał jej brata pewnym siebie, egoistycznym dupkiem, nie miał  racji. Ten bezczelny maniak kotów, był z pewnością  najlepszym materiałem na przyjaciela. W każdej sytuacji potrafi postawić   dobro innej osoby ponad swoje, czy też stanąć w obronie swoich najbliższych nie bacząc na konsekwencje.
    Wracając do tego czego się dowiedziała. Mimo , iż nie spodziewała się, że o to właśnie chodzi to jednak w momencie, w którym poznała się prawdę wcale nie była zdziwiona. Możliwe, że za każdym razem obserwując swojego brata w towarzystwie Louisa podświadomie domyślała się o co chodzi. Przecież wiele razy widziała jak reagował rumieńcem na bliskość szatyna, ale wtedy   nie zastanawiała się nad tym głębiej. Teraz patrząc na młodszego brata widziała jak poważny jest   problem. Usiadła po turecku kiedy zielonooki zabrał głowę siadają obok. Widziała, że jest mu trudno dlatego czekała aż pierwszy się odezwie. Chłopak  splótł palce obu dłoni.
- Ja..widzisz..sam nie wiem jak to się zaczęło. Po prostu z każdym dniem coraz mocniej uświadamiałem sobie , że Lou jest dla mnie bardzo ważną osobą. Na początku wmawiałem sobie, że kocham go jak brata i dlatego jest dla mnie tak cenny. Byłem wniebowzięty kiedy każdego ranka zadawał sobie trud, aby mnie obudzić. Choć muszę przyznać, że te pobudki nie należały do najprzyjemniejszych to jednak widok jego roześmianej twarzy kiedy wściekły goniłem go po całym domu był czymś niesamowitym. Gdy nie miałem humoru on był jedyną osobą, która bez najmniejszego trudu mogła mi go poprawić. Mimo wszystko nie zastanawiałem się nad reakcjami na jego dotyk czy niektóre słowa, bo byłem pewny, że to tylko fascynacja, że zachowuje się tak bo Lou mi imponuje i chciałbym być taki jak on. – Zaczerpnął powietrza kontynuując.-  I wtedy pojawiła się Eleanor. Codziennie widziałem jak zabiera mi Louisa. Wydawało mi się, że robi to specjalnie, aby uświadomić mi, że ja nigdy nie będę z nim tak blisko. Później zauważyłem, że Tommo jest szczęśliwy i nie pozostało mi nic innego jak odsunąć się w cień . – Odgarnął niesforne kosmyki z czoła.- Nie mogę winić Boo Bear’a, bo on nie miał o niczym pojęcia.. Nie był i wciąż nie jest świadomy kim się dla mnie stał. Jednak wciąż jestem dla niego ważny, wiem to, jednak nie tak ważny jak on dla mnie. Nie łudzę się, że pewnego razu Tomlinson się ocknie i uświadomi sobie, że jest we mnie zakochany jak w nikim innym nigdy nie był. Wszystko pozostanie tak jak teraz. On się o niczym nie dowie. Będzie szczęśliwy z El, założą rodzinę, spłodzą przystojnego syna, a później  śliczną córkę, a ja…- Uśmiechnął się blado.-ja.. postaram się zapomnieć.- Gemma spojrzała na niego z powątpieniem.
- Myślisz, że to jest rozwiązanie?- Chłopak kiwnął głową. – A co jeśli Ci się nie uda zapomnieć, bo z tego co słyszałam nieźle wpadłeś. – Harry uśmiechnął się gorzko.
- No to żeś mnie pocieszyła, nie ma co. Eh, nie wiem,  zrobię sobie klona Lou  i będę szczęśliwy z klonem. Albo przerzucę się na aseksualizm. O tak, to jest dobry pomysł. – Brunetka spojrzała na niego z politowaniem.
- Głupi jesteś.- Powiedziała zwyczajnie. Styles wzruszył ramionami.
- Możliwe.- Wstał z kanapy przechadzając się dookoła niej jakby to miało mu pomóc w myśleniu.- To co innego mogę zrobić? Wiem! Będę obserwował jak to babsko lepi się do Lou. Później słuchać jak planują własny ślub, a w czasie ceremonii w kościele w momencie: Czy ktoś tu obecny ma coś przeciwko zawarciu małżeństwa przez tą oto dwójkę? Ja wstanę i wrzasnę: Tak ja mam!  A wtedy Lu rzuci mi się w ramiona wyzna bezgraniczną miłość i odjedziemy na białym koniu ku zachodzącemu słońcu. – Usiadł ciężko na kanapie podciągają kolana pod brodę.-  Normalnie idzie się tęczą porzygać.-  Dziewczyna parsknęła cicho pod nosem. Zamyśliła się nawijając kosmyk włosów na palec.
- Haz, pamiętasz co mi powiedziałeś kiedy wyznałam Ci, że zakochałam się w chłopaku, który wolał jakąś blondynkę? – Zielonooki zastanowił się przez chwilę.
- Masz na myśli to, że jest głupim dupkiem i powinno się go wykastrować? – Brunetka wywróciła oczami.
- Nie. To wcześniej. – Loczek pokiwał głową na znak, że pamięta. – Powiedziałeś mi, że jeżeli mi na nim zależy to powinnam o niego zawalczyć i pokazywać mu w każdej sytuacji ile dla mnie znaczy i że jestem gotowa do poświęceń   aby był szczęśliwy. – Harry spojrzał na nią z powątpieniem.
- Ale on i tak Cię nie chciał, więc….- Zamilkł kiedy dziewczyna wbiła w niego ostrzegawcze spojrzenie.
- Jeszcze słowo, a przysięgam, że uszkodzę tą Twoją śliczną mordkę. Ja tu próbuje Ci doradzić. – Nastolatek spojrzał na nią ze skruchą gestem nakazując żeby kontynuowała.- W każdym razie, chodzi mi o to, że jeżeli będziesz małymi kroczkami przekonywał Louisa do czegoś więcej możliwe, że rozkochasz go w sobie. Jakby nie patrzeć masz cztery tygodnie, w których będziesz sam na sam ze swoim obiektem uczuć. Bez Eleanor. Tylko Ty i on.- Poruszała znacząco brwiami powodując u chłopaka delikatny uśmiech. -  I pamiętajcie o zabezpieczeniach. Wiem, że nie grozi wam coś takiego jak ciąża,  ale jak to się mówi; Przezorny zawsze ubezpieczony…. – Chciała coś jeszcze powiedzieć, ale poduszka, którą dostała w twarz udaremniła jej to skutecznie. – Zabiję!- Wysyczała przez zaciśnięte zęby jednocześnie rzucają się na brata okładając go poduszką. Chłopakowi udało się złapać ją za nadgarstki i odciągnąć od siebie. Korzystając z takiego obrotu spraw rzucił się do ucieczki. Zaśmiał się pod nosem kiedy siostra z cichym rykiem ruszyła za nim. Obejrzał się i to był błąd. Z całym impetem zderzył się ze ścianą.  Siła była tak duża, że odrzuciła go do tyłu. Jęknął łapiąc się za nos. Wstał z trudem i kulejąc skierował się w stronę kanapy obdarowując swoją krztuszącą się ze śmiechu siostrę obrażonym spojrzeniem.
- To ja pójdę po lód.- Teraz już jawnie się śmiejąc skierowała się w stronę kuchni. Chłopak zmarszczył nos co zaowocowało głośnym syknięciem.
- Śmiej się, śmiej. Powiem Ci tylko tyle, że wcześniej tej głupiej ściany tam nie było.- Wskazał oskarżycielsko na ścianę. Gemma zachichotała cicho przyciskając torebkę z lodem trochę za mocno do jego nosa co spowodowało wypłynięcie kilku przekleństw z ust Loczka.
- Ups. Wybacz.- Powiedziała bez cienia skruchy w głosie. Chłopak warknął.
- Obiecuję, że jak tylko przestanie mnie boleć tyłek powyrywam Ci wszystkie kłaki z głowy!- Brunetka skomentowała to krótkim śmiechem, skierowała się w stronę schodów.
- Wiesz. – Zatrzymała się i odwróciła do chłopaka z  szerokim ‘bananem’ na twarzy.- Po tych czterech tygodniach nad jeziorem z Lou tyłek będzie Cię bolał dość często, dlatego radzę się przyzwyczajać. – Z rozbawionym wyrazem twarzy obserwowała jak twarz Harrego pokrywa się krwistym rumieńcem.
- Gemma!- Chichocząc cicho uchyliła się od lecącej w jej stronę poduszki.  Nie przejmując się tym, że brat mamrocze coś obraźliwego na jej temat pod nosem ruszyła w stronę pokoju. Kiedy Gemma zniknęła    chłopak opadł zrezygnowany na poduszki, a na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech. Był wdzięczny siostrze za to co dla niego zrobiła. Teraz było mu trochę głupio jak pomyślał sobie o swoim obawach przed wyznaniem jej prawdy. Powinien wiedzieć, że Gemma to w końcu jego ukochana starsza siostra, czasami irytująca, ale wciąż kochana i zawsze niezależnie od sytuacji doradzi mu. Ziewnął zmęczony przymykając powieki, a chwilę  później już smacznie spał.

Egoist
--------------------------------------------------------------------------------------
Ah! Udało mi się skończyć w tym tygodniu, co naprawdę mnie cieszy. Nie spodziewałam się, że wyjdzie mi to, ponieważ z powodu jutrzejszego przesłuchania do szkoły muzycznej mam straszny stres. Będę musiała tam śpiewać, a  każdy kto mnie zna wie, że jestem w tym beznadziejna, więc mam nadzieje, że nie podziękują mi od razu jak tylko otworze usta. Miłego czytania. Oh! i jeszcze jedno. Czy ta muzyka na blogu Wam pasuje? Czy raczej powinnam ją usunąć?

wtorek, 29 maja 2012

Rozdział 2

Ah, ah, ah, ah, rozdział z dedykacją dla Madzga- Osobę, która jako pierwsza skomentowała Nasz blog. Dziękuje Ci cna kobieto!
Rozdział 2



- Tak? – Powiedział do telefonu siadając na schodkach tarasu. Omiótł wzrokiem zadbany ogród   mamy wciągając do płuc świeże powietrze.
- Oh Harreh, ja cieszę się, że słyszę Twój głos.-  Uśmiechnął się delikatnie na te słowa.
- Pussy, przecież widzieliśmy się kilka godzin temu. Powinieneś się cieszyć, że możesz odpocząć od mojego głosu. Zresztą wystarczy, że wystukasz na YouTube tytuł którejś z naszych piosenek.- Poczuł jak coś ociera się o jego nogi, spojrzał w dół. Uniósł kąciki ust na widok kochanego futrzaka. Dłonią pogładził jego grzbiet.
- Ale to nie to samo. Wiesz dzwoniłem do chłopaków i wymyśliliśmy, że zamiast spędzać te całe sześć tygodni w domu moglibyśmy na pozostałe cztery pojechać gdzieś razem. Tylko nasza piątka, brak fanów, reporterów. Po prostu my. Nie One Direction. Co Ty na to? – Pokiwał potwierdzająco głową, jednak uświadomił sobie, że przecież rozmawia z nim przez telefon.
- Myślę, że to dobry pomysł. Eleanor się zgodziła? – Przegryzł wargę oczekując odpowiedzi w stylu „ Eleanor jedzie z nami.” lub też „ Chyba nie masz nic przeciwko, żeby pojechała z nami ?” Jednak ku jego zaskoczeniu było inaczej.
- Mówiłem przecież, że będziemy tylko my. Taki męski wyjazd, czy coś w tym stylu. Przyjaciel mojej mamy ma nad jeziorem całkiem spory domek i pozwolił nam tam zamieszkać do końca odpoczynku. Tylko prosił abyśmy go nie rozwalili…- Dalej już nie słuchał. Czuł, że nie powinien się zgadzać na ten wyjazd, ale świadomość, że spędzi z Lou tyle czasu pod jednym dachem cieszyła go jak i niepokoiła . Już teraz było mu ciężko zapanować nad zdradliwymi rumieńcami, które pojawiały się na jego twarzy za każdym razem kiedy Boo Bear uśmiechnął się do niego w ten wyjątkowy sposób, czy też cmoknął niewinnie w policzek. Jak bardzo chciał, żeby wszystko było jak dawniej, kiedy takie gesty ze strony szatyna traktował jak zwykłą zabawę, kiedy nie powodowały u niego takich reakcji. Najwidoczniej komuś na górze zaczęło się nudzić i postanowił pobawić się w spieprzanie życia Harrego Styles’a. Zawsze marzył o tym, żeby czuć się przy kimś wyjątkowo, ale ta osoba miała być śliczną dziewczyną, którą zabierałby na spacery w pełni księżyca i całowałby w czasie deszczu, a nie przystojnym niebieskookim szatynem z obsesją na punkcie marchewek.
- Harry. Harry?! Haroldzie! – Skrzywił się słysząc głośny wrzask tuż przy uchu.
- Lu przymknij jadaczkę. Ogłuchnąć idzie. – Syknął do słuchawki. Po drugiej stronie usłyszał ciche warknięcie.
- To słuchaj jak do Ciebie mówię. – Loczek wywrócił oczami.
- Dobrze, wybacz, Powtórz jeśli łaska. – Odpowiedział miły tonem.
- Przyjadę po Ciebie za dwa tygodnie. To znaczy, że masz być gotowy, a nie jak zwykle latać po całym domu wrzeszcząc: „ Boże! Zapomniałem o skarpetka!".- Nie widział tego, ale był pewien, że Tomlinson się uśmiecha..
- Nieprawda! – Warknął   do słuchawki. Usłyszał dźwięczny śmiech drugiego chłopaka.
- Hazza, czy ja mam Ci przypomnieć jak prawie się zabiłeś o własną walizkę? – Nie, nie musiał mu przypominać. Dokładnie pamiętał jak biegał po całym domu szukając swojej bluzki i w pewnym momencie gdyby nie szybka reakcja szatyna   jego twarz przeżyłaby bliskie spotkanie z podłożem. Nadal pamiętał co poczuł kiedy Lou trzymał go delikatnie w pasie. Delikatnie ciepło rozchodzące się po całym jego ciele i to szybko bijące serce. Właśnie wtedy po raz pierwszy jego ciało zareagowało właśnie tak na bliskość niebieskookiego.
Odwrócił głowę słysząc swoje imię z kuchni. Wstał otrzepując spodnie.
- Muszę kończyć  . Baw się dobrze ..i pozdrów Eleanor.- Rozłączył się zanim chłopak zdążył cokolwiek odpowiedzieć. Odwrócił się z zamiarem wejścia do środka. W drzwiach od tarasu stała jego siostra.
- Co u Lou? – Spytała idąc w stronę kuchni, Harry podążył za nią.
- Skąd wiesz, że rozmawiałem właśnie z nim? – Zagryzł dolną wargę usilnie wbijając wzrok w plecy swojej siostry, która niespodziewanie odwróciła się przez co mało się z nią nie zderzył. Podniósł wzrok napotykając jej uważny wzrok, przez chwilę  mierzyli się spojrzeniami, po czym dziewczyna westchnęła. Zielonooki miał dziwne wrażenie, że jego siostra domyśla się o jego uczuciach względem przyjaciela.
- Zazwyczaj takiego banana masz na paszczy tylko wtedy kiedy rozmawiasz z Lou braciszku.- Brunet odwrócił speszony wzrok.
- Wydaje Ci się siostrzyczko. Po prostu mam dobry humor.- Dziewczyna uniosła do góry brew.
- Mmm, a jam jest wróżka. – Chłopak wzruszył ramionami z zamiarem wyminięcia jej. Dziewczyna złapała go za nadgarstek zmuszając do zatrzymania się.
- Nie wiem co się dzieje Hazz, ale martwię się. Dobrze wiesz, że możesz mi powiedzieć. Harry, spójrz na mnie.- Poprosiła cicho. Chłopak z lekkim ociąganiem spełnij jej prośbę. Widział w jej oczach troskę.
- Pamiętaj, ze jak tylko będziesz chciał, przyjdź do mnie i powiedz  o co chodzi.- Patrzył jej w oczy, i wiedział, że musi odpowiedzieć.
- Dobrze, ja…- W progu stanęła ich mama, opierając ręce na biodrach spojrzała na nich gniewnie.
- Ile ja mam Was wołać? Nie słyszeliście? W takim razie uszy się myje, a nie wali głową o umywalkę, drogie dzieci.- Obydwoje spojrzeli na siebie zdziwieni, żeby po chwili ryknąć niepohamowanym śmiechem. Ich rodzicielka spojrzała na nich z politowaniem zastanawiając się gdzie popełniła błąd.
- Boże, co z tymi dziećmi się wyrabia?- Pokręciła głową z politowaniem wracając do kuchni informując ich jeszcze, że kolacja stygnie. Po napiętej atmosferze, która miała miejsce chwilę temu nie było już śladu. Zajęli miejsca przy stole, rozmawiając o tym co każdy z nich robił i śmiejąc się z opowiadań Harrego na temat wybryków przyjaciół.  Po skończonej kolacji   Anne wyszła z domu informując rodzeństwo, że nie wróci na noc, ponieważ  obiecała  dawno niewidzianej znajomej, że wpadnie do niej na i zostanie do jutra. Aktualnie Gemma stała przy zlewnie myjąc naczynia, które potem były wycierane przez Harrego. W całym domu panowała cisza przerywana tylko cichymi dźwiękami wywołanymi przez stuknięcie talerzy. Chłopak błagał w myślach, aby jego siostra nie miała w planach kontynuowania rozmowy, bo wiedział, że wtedy już bez żadnych wykrętów będzie musiał powiedzieć o co chodzi.
    Kiedy ostatni talerz został już umyty Gemma oparła się biodrem o szafkę patrząc z wyczekiwaniem na brata, który zawzięcie milczał.
- Masz mi zamiar powiedzieć sam czy mam to z Ciebie siłą wyciągnąć? –  Mruknęła wyraźnie zniecierpliwiona. Loczek spuścił wzrok na swoje dłonie. Dziewczyna westchnęła.
- Harry. – Wyszeptała z troską.- Proszę powiedz mi o co chodzi, chcę pomóc.- Gdy chłopka wciąż uparcie milczał złapała go za rękę siłą prowadząc do stołu i sadzając go na krześle. Po kilku minutach przed brunetem stał kubek z parującą herbatą. Dziewczyna usiadła naprzeciwko niego, upiła łyk napoju z cierpliwością czekając aż Hazza odważy się odezwać. Mimo, że nie wiedziała o co chodzi zauważyła, że trudno mu o tym mówić. Oglądanie tego jak się męczy nie był dla niej miłym widokiem dlatego tak bardzo zależało jej na tym aby powiedział jej co go trapi.
    Chłopaki odchylił się na krześle wplatając dłoń we włosy powodując na głowie jeszcze większy nieład. Westchnął ciężko.
- Ja…bo ja.. ja się chyba zakochałem. – Spuścił wzrok zatrzymując go kubku. Gemma zamrugała ze zdziwieniem.
- To chyba dobrze, prawda? Powinieneś się cieszyć. Cały czas powtarzałeś, że chcesz się zakochać tak na serio.- Zagryzł dolną wargę kręcąc przecząco głową.
- Nie, bo…to..to nie tak. To…to..jest bardziej skomplikowane. To jest złe, bardzo złe. I ja nie powinienem się nigdy zakochiwać w tej osobie. We wszystkich tylko nie w niej.- Powtarzał te słowa niczym mantrę, dziewczyna złapała go za podbródek zmuszając do spojrzenia na nią.
- Kim jest ta osoba Haz? – Chłopak spojrzał na nią intensywnie zielonymi oczami. Uciekł wzrokiem gdzieś w bok. Wystarczyło jedno słowo, a raczej imię aby jego siostra zrozumiała o co chodzi.
- Lou. – W pomieszczeniu zapanowała cisza. Harry przymknął oczy oczekując na reakcję siostry.

Egoist

------------------------------------------------------------------------------------------------
 Przepraszam, przepraszam za to zwlekanie i w ogóle. Możecie mnie zabić i torturować, ale uwaga na ręce bo są mi potrzebne.  Osoby, które czytają te moje pożal się Boże wypociny proszę o komentarze, ponieważ
bez komentarzy nie jestem wstanie określić czy kontynuowanie bloga jest nadal sensowne. Ale bez obaw nie zawieszę go, to m.in. z tego powodu, że boję się reakcji współautorki blog, uwierzcie ona jest straszna jak się zdenerwuje.  
    

niedziela, 13 maja 2012

Rozdział 1


Rozdział 1

Wysiadł z samochodu nabierając świeżego powietrza do ust, odnotowując brak fanek, które pewnie jeszcze nie zorientowały się, że jest w Holmes Chapel. Wyciągnął walizkę z bagażnika zamykając auto i kierując się w stronę drzwi wejściowych do swojego rodzinnego domu. Podniósł rękę przyciskając dzwonek. Krótka melodia rozniosła się po domu, a po chwili drzwi otworzyły się ukazują postać ponad czterdziestoletniej brunetki. Anne Cox, była typową kochającą matką. Dla niej to czy Harry był sławny lub też nie, nie stanowiło żadnej różnicy, zarówno przed karierą jak i teraz kocha go tak samo mocno i wspiera w ważnych chwilach. Była niesamowicie dumna z syna, że spełnia swoje marzenia i osiąga z przyjaciółmi takie sukcesy, jednak mimo sławy Harry nadal będzie jej słodkim mały Haroldem i nic tego nie zmieni.
    Na widok syna na jej łagodną twarz wpłynął  miły uśmiech.  Widząc to, Harry uświadomił sobie jak bardzo za nią tęsknił.
- Haroldzie, ja wiem, że jesteś zajęty,  ale częściej dzwoń do matki.- Mimo, że jej ton był poważny, nadal się uśmiechała. Harry nic nie odpowiedział tylko najzwyczajniej w świecie przytulił się do niej, tak jak wtedy kiedy miał te kilka lat.
- Wybacz mamo, tak bardzo Cię kocham.- Wtulił się w nią. Kobieta zaśmiała się tarmosząc jego fryzurę.
- No proszę, proszę, czyżby mój mały braciszek, postanowił Nas odwiedzić?- Kpiący damski głos, spowodował, że zielonooki wywrócił z irytacją oczami.
- Gem, czy Ty zawsze musisz tu przyjeżdżać w tym samym czasie co ja? – Spytał zrezygnowany, łapiąc swoją walizkę zanosząc ją do domu.  Powiesił swoje rzeczy na wieszaku,   kierując się do swojego pokoju, w tym czasie Anne oddaliła się do kuchni, aby uniknąć uczestniczenia w kłótni swoich dzieci.
- Przypominam, że to nie tylko Twój dom chłopczyku z fryzurą niczym szczotka do kibla. – Warknęła siadając na kanapie i włączając telewizor. Odwrócił się w jej stronę, prychając pod nosem.
- Jędza.- Wytknął
- Brzydka paszcza.
- Flądra
- Osioł
- Świnia
- Egoista
- Hipokrytka .- krzyknął już, ze swojego pokoju. Przed zamknięciem drzwi usłyszał jeszcze jak siostra krzyczy:
- Zamknij się rozczochrany szympansie. – Chwila ciszy.- I wcale nie jestem hipokrytką!- Potem usłyszał już tylko trzaśnięcie drzwiami, uśmiechnął się pod nosem. On i Gem byli jak typowe rodzeństwo. Dokuczali sobie, sprzeczali się, jednak wiedzieli, że w trudnych chwilach mogą na siebie liczyć. Brakowało mu jej, i mimo wszystko cieszył się, że tu z nim jest. Od dłuższego czasu czuł potrzebę szczerej rozmowy, a jego siostra była do tego idealna, wiedział, że może jej powiedzieć co go dręczy, a ona go nie wyśmieje. Postanowił, że jak tylko się rozpakuje pójdzie do niej. Spojrzał na bagaż ze zrezygnowanie. Otworzył szafę, i rozpoczął rozpakowywanie.
- Uh, nareszcie skończyłem. – Wstał z ziemi zamykając szafę. Wyciągnął komórkę sprawdzając godzinę i ze zdziwieniem odnotowując, że jest   osiemnasta a na dworze panował pół mrok.
- Zejdźcie na dół kolacja gotowa! – Głos ich rodzicielki rozniósł się po całym domu . Harry wyszedł z pokoju, zbiegł ze schodów przeskakując ostatnie dwa schodki. Jego mama wychyliła się z kuchni.
- Harry, co ja Ci mówiłam na temat biegania po schodach?- Powiedziała   pouczającym tonem. Loczek wywrócił oczami.
- Oj mamo, nie przesadzaj. To było dawno, jak byłem mały. – Usiadł przy stole machając nogami niczym   dziecko.
- Aha, i Ty chcesz mi powiedzieć, że teraz jesteś dorosły?- Spytała z powątpieniem, wskazując jego nogi. Zielonooki pokiwał energicznie głową.
- Tak, właśnie tak.- Wstał z miejsca, aby nakryć do stołu. – Jestem już dorosły, więc oczekuje od Ciebie takiego traktowania, droga matko.- Sposób w jaki chłopak to powiedział i jego mina wyrażająca wiarę w swoje słowa rozbawiły kobietę, co zaowocowało głośnym śmiechem. Chłopak prychnął pod nosem urażony. Anne pokręciła z rozbawieniem głową.
- No dobrze już, dobrze. Opowiedz lepiej co tam u chłopców. Co u Louisa?- Zdrętwiał na dźwięk jego imienia, czy mu się wydawało, czy jego mama specjalnie zapytała właśnie o niego? Czyżby się domyślała? Nie mogła wiedzieć.
- Wszystko w porządku, nic się nie zmieniło. Są tak samo stuknięci jak kiedyś, a może teraz nawet bardziej.- Odezwał się po dłuższej chwili, wyciągając sok pomarańczowy z lodówki.- A Lou pojechał z Eleanor do Doncaster.- Nie powiedział nic więcej, jakoś nie miał ochoty na myślenie o tym, że Lou spędzi te kilka tygodni z Eleanor, a nie z nim. Przegryzł wargę „Ogarnij się Harry. Tommo nigdy nie był i nie będzie Twój, zrozum.” zdawał się mówić nieprzyjemny głos w jego głowie.
- Harry, kochanie. Wszystko w porządku? Chciałbyś mi o czymś powiedzieć? – Odgarnęła mu włosy z czoła, wpatrując się w niego z matczyną troską. Brunet odwrócił wzrok. Nie, nic nie jest w porządku, ale jej przecież tego nie powie. Nie powie swojej mamie, że zako…NIE, stop, zauroczył…tak zauroczył się w swoim przyjacielu. Jego mama była wspaniałą kobietą jednak wszystko ma swoje granice. Nie mógł jej powiedzieć, że jest homoseksualistą, bo czułby, że ją zawiódł. Zresztą on sam nie był pewien swojej orientacji. Niby pociągał go Lou, który z pewnością jest facetem, jednak nie czuł czegoś szczególnego widząc innych mężczyzn. Nawet, o zgrozo, sprawdzał wodząc wzrokiem po przypadkowych chłopakach mijanych na ulicy. Jednak na widok żadnego nie czuł tego, co w momencie kiedy Boo Bear choćby na niego spojrzał. Jedyne mądre stwierdzenie było takie, że jest Louisoseksualistą.
„ Boże Harry, jaki z Ciebie idiota.” Drwił z niego irytujący głos.
    Zorientował się, że jego mama nadal czeka na odpowiedź. Usiadł przy stole, kierując wzrok w stronę okna.
- Oczywiście, że wszystko w porządku. Dlaczego pytasz? – Uśmiechnął się sztucznie, wplatając dłoń we włosy.
- Bo przeważnie kiedy pytam o Louisa, usta Ci się nie zamykają.- To był oczywisty znak na to, że musiał przestać mówić, myśleć i przede wszystkim tęsknić za Louisem. Tak, to będzie najlepsze rozwiązanie. Zupełny brak Lou w jego życiu na te kilka tygodni. Uśmiechnął się hardo zadowolony z nowego postanowienia, jednocześnie patrząc na wyświetlacz telefonu który dzwonił. Momentalnie jego mina stała się mniej radosna. Na wyświetlaczu widniał napis oznajmiający, że Boo Bear stara się do niego dodzwonić. „ O losie za co Ty mnie tak nienawidzisz? Serio? Akurat teraz jak postanowiłem o nim zapomnieć?” spytał w myślach kierując wzroku ku sufitowi, który ku jego niezadowoleniu nie odpowiedział. Prychnął zirytowany pod nosem.
- Em, Harry? Zamierzasz w końcu odebrać ten telefon? – Dopiero głos rodzicielki oderwał go od bezsensownych myśli. Pokiwał głową naciskając zieloną słuchawkę jednocześnie kierując się w stronę ogrodu.

Egoist
--------------------------------------------------------
Wybaczcie, że tak długo zwlekałam z dodaniem tego posta, ale zwykły brak weny i lenistwo dały się we znaki. Jednak szkoła, to też problem, niedługo zaczynamy w szkole kręcenie filmu, na podstawie mojego scenariusza, tak więc na pisanie będę miała mało czasu, ze względu, że gram tam jedną z głównych postaci, ale postaram się coś dodawać. Miłego czytania.

wtorek, 8 maja 2012

Prolog


 Prolog

Westchnął cicho pakując walizkę do swojego auta. Z jednej strony cieszył się, że mają te kilka tygodni wolnych od wszelkich koncertów oraz wywiadów i może odwiedzić swoją rodzinę, ale…właśnie zawsze jest jakieś ‘ale’. Mimo, że rozstaje się z chłopakami tylko na pare tygodni wiedział, że i tak będzie za nimi tęsknił. Za porannym widokiem Liam’a, który nieudolnie próbował jeść płatki chochelką do zupy, za zaspanym Niall’em, którego pierwsze słowa zaraz po wstaniu brzmiały: „Ludzie nawet nie macie pojęcia jaki jestem głodny”. Za Zaynem stojącym przed lustrem ponad 30 minut wmawiając sobie jak bardzo ocieka zajebistością. Oraz…za Nim. Za   niebiesko szarymi oczami przez, które Harry, mimo, że bardzo chciał,  nie mógł się skupić na tym co mówi do niego ich właściciel. Wiecznie przyklejonym na twarzy ‘bananem’ , ich wspólnymi sprzeczkami, robieniem żartów wiecznie nieogarniętemu Niallowi i dwuznaczne uwagi, które  nie ukrywajmy były dość zboczone.
- Harry! – Głośny wrzask obiektu jego myśli przywrócił go do rzeczywistość. Skierował pytający wzrok w stronę chłopaka z koszulką w paski  
- Boo Bear jak czegoś chcesz wystarczy spokojnie zawołać, a nie wrzeszczeć do mojego biednego ucha.- Mimo to uśmiechnął się delikatnie.
- Wiem, ale widząc Cię zamyślonego przestraszyłem się, bo u Ciebie to coś niespotykanego.- Wyszczerzył zęby w stronę młodszego chłopaka, który  wydał policzki udając obrażonego.
- Śmieszne, normalnie uśmiałem się do łez. Ha ha . – Mruknął z ironią, odwracają się plecami, aby dwudziestolatek nie zauważył  jego delikatnego uśmiechu.  Chwile później poczuł jak Tommo odwraca go w swoją stronę przytulając się do niego niczym dziecko wtulając głowę w jego włosy. Zaskoczony zamrugał kilka razy, jednak bo chwili wygiął usta   w delikatnym uśmiechu kładąc swoje dłonie na plecach szatyna.
- Będę za Tobą tęsknił Harreh. I za Twoją sex fryzurą również. - Szept Louisa tuż przy jego uchu spowodował  miłe uczucie w okolicach podbrzusza. Niczym stado motyli. Harry zaśmiał się w myślach na to porównanie, stwierdzając, że zaczyna zachowywać się niczym zakochana nastolatka, a tak nie było, prawda? Prawda? Nie zakochał się w swoim przyjacielu, to było tylko…właśnie co to było? Jakaś chora fascynacja? A może za bardzo się wczuł w Larrego Stylinsona? Nie, to niedorzecznie. Miał ochotę dać sobie mentalnego kopniaka za takie chore myśli. Poczuł jak Lou wplata dłoń w jego włosy. Musiał przyznać, że to niesamowicie przyjemne uczucie. Otwierał usta, aby coś odpowiedzieć, ale ktoś mu przerwał.
- Loui, choć już! Powinniśmy już wyjeżdżać, przecież zobaczycie się za kilka tygodni. – Zniecierpliwiony głos Eleanor przerwał tą według Harrego przyjemną chwilę. Eleanor Calder, wysoka, zgrabna, śliczna i miła brunetka, a przy tym również i dziewczyna Louis’a,  jego Louis’a. Mimo, że dziewczyna była naprawdę sympatyczna, nie mógł się zmusić, żeby ją polubić.  Powód był jeden – miała coś czego on nie miał, ale bardzo pragną- miała Louisa i pomimo, że nie darzył jej sympatią, chciał zachować pozory, dla Lou, który był z nią szczęśliwy.
- Już, już, chwila! – Odkrzyknął, spojrzał na Loczka, który uparcie wpatrywał się w swoje buty jakby znalazł tam coś bardzo ciekawego.- Marcheweczko, jak wiem, że jestem fajny i w ogóle, ale dasz sobie rade bez obecności mojej skromnej osoby. Teraz kilka ostrzeżeń i nakazów.-  Ostatnie zdanie wypowiedział tonem podobnym do tego, którego używa przezorny ojciec pouczając syna jak ma się zachować w czasie jakiejś imprezy, przez co rozbawiony Harry podniósł na niego wzrok unosząc pytająco brwi.
- Jakich naka…- Pasjonat marchewek nie dał mu dokończyć.
- Masz uważać na przejściach dla pieszych, prowadź ostrożnie, ubieraj się ciepło, nie szlajaj się po ulicach o późnych porach, nie chodź sam do opuszczonych uliczek. Ach no i zbliża się zima więc nie lataj goły tak często. – Poważny ton i ‘surowa’ mina, które tak bardzo nie pasowały do Louisa spowodowały, że Harry wybuchł niekontrolowanym śmiechem, co spowodowało urażoną minę Lou.  
- Wybacz Tommo…- Wziął kilka głębszych oddechów z zamiarem kontynuowania.
- LOUIS! – Tym razem krzyk Eleanor przypominał ryk rozwścieczonego lwa.
- NO IDĘ! KOBIETO! – Wydarł się Paskowy. Uśmiechnął się do Hazzy tarmosząc jego fryzurę, która i tak przypominała istny nieład. Brunet odwzajemnił uśmiech, jeszcze przez chwile obserwując Boo Bear’a mamroczącego coś o kobietach wsiadając do auta. Kilka minut później na parkingu został już sam. Z resztą chłopaków pożegnał się już dzień wcześniej, ponieważ chcieli wyjechać do domów szybciej. Potrząsając głową, jakby to miało odgonić niepotrzebne myśli wsiadł do samochodu wyjeżdżając z parkingu.

Egoist
----------------------------------
To moja/nasza pierwsza notka, dlatego jeżeli macie jakieś uwagi to śmiało piszcie, chętnie poczytam i w razie potrzeby się dostosuje. Do napisania Prologu inspirowała mnie piosenka : Ron Pope - A Drop In The Ocean